Podwyżka podatku VAT sprzed trzech lat skończyła się fiaskiem i nawet rządowe prognozy przewidują, że ten rok może być pod względem katastrofalny. Minister Mateusz Szczurek wyciąga więc asa z rękawa. Asem jest jego zastępca - Jacek Kapica, specjalista od hazardu. I loteria fantowa z paraliżem handlu w tle.
Z teorii kija i marchewki fiskus dotąd ograniczał się do stosowania kija, dokręcając gdzie się dało śrubę, uszczelniając i kontrolując. A i tak efekty trudno uznać za szczególnie udane. Tym bardziej, że powtarzane ostatnio jak mantra słowa ministra Szczurka, że Polska ma niskie podatki większość rodaków traktuje jak baśnie z mchu i paproci. Nie tylko podziwiając raz w roku kwoty z wysyłanych skarbówce PIT-ów, porównując je z tym, co faktycznie mieliśmy w portfelach.
O tym, że kij przestał już jednak wystarczać, dobitnie świadczą dane na temat ściągalności podatków. Zwłaszcza jeśli chodzi o VAT, który w tym roku ma dać budżetowi najmniej, od czasu podniesienia stawki z 22 do 23 procent.
- Założenia zawarte w ustawach budżetowych. W przypadku 2013 roku dane na koniec czerwca mówią o wpływach z VAT na poziomie 54,3 miliardów złotych, co daje 43 procent pierwotnego planu. Źródło: Money.pl na podstawie danych Ministerstwa Finansów
Nie kijem go, to może jednak marchewką - zdaje się wreszcie myśleć Ministerstwo Finansów. I ogłasza, że skoro bukmacherzy i Totalizator Sportowy potrafią się utrzymać z gier i zakładów losowych, to warto iść tą drogą. Resort ogłosił więc plany największej loterii od czasów Teletomboli. Loterii paragonowej, w której od przyszłego roku każdy kwitek z kasy fiskalnej będzie przepustką do wygrania raz w miesiącu samochodu i bliżej nieokreślonych jeszcze nagród rzeczowych. Projekt firmuje wiceminister Jacek Kapica, znany z czasów afery hazardowej pogromca jednorękich bandytów. Czyli na rzeczy się zna.
Sam pomysł wydaje się ciekawy. I co więcej, sprawdzony w praktyce. Włochy, Portugalia, Grecja czy Słowacja to przykłady na to, że szansa na wygraną - nawet jeśli prawdopodobieństwo zbliżone jest do trafienia szóstki w lotto - faktycznie skłania ludzi do upominania się o paragony. I to na zaskakująco wysoką skalę. W Portugalii podobno tylko w styczniu klienci, nęceni wizją samochodu, wzięli przy kasach o połowę paragonów więcej, niż przed rokiem. Słowacja przez pierwsze dwa miesiące loterii odnotowała w budżecie ponad 200 milionów euro więcej, niż zazwyczaj. Tam do wygrania jest co miesiąc dziesięć nagród pieniężnych.
Jeśli w Polsce będzie podobnie, to spełnienie ministerialnych marzeń na zmniejszenie szarej strefy w gospodarce wydaje się całkiem realne. Ucieszą się też obliczający po omacku jej wartość pracownicy Głównego Urzędu Statystycznego. Będą mieli mniej pracy.
Oczywiście, już pojawiają się pytania o to kto i w jaki sposób wybierze model samochodu na główną nagrodę, a także czy podatek od wygranej zapłaci organizator, czy może zwycięzca? To jednak na razie kwestia techniczna. W pierwszej kolejności będzie trzeba bowiem zapobiec paraliżowi hipermarketów. A ten jest całkiem realny, jeśli - co już zapowiadają w sieci pomysłowi rodacy - zablokujemy kasy, kupując każdy produkt z koszyka na osobny paragon.
autor felietonu jest redaktorem Money.pl
Czytaj więcej w Money.pl