Bogactwo w tytule, powiązane jeszcze z zaimkiem my to oczywista prowokacja. Ma wywołać chwilę oburzenia, że jak to: My?! Bogaci?! Ma też posłużyć refleksji, że choć rzeczywiście nie możemy się równać do Niemców, Brytyjczyków, czy innych bogatszych Europejczyków, ale też nadużyciem jest twierdzenie, że jesteśmy biedni, czy wręcz żyjemy w nędzy.
Wszystko oczywiście zależy od punktu odniesienia, ale bez wątpienia - choć do finansowej elity narodów nie należymy - stajemy się coraz zamożniejsi. I to wbrew Lehman Brothers, ciapowatemu rządowi, kryzysowi w strefie euro. Inna sprawa, że ponad dwie dekady temu baza była niska, żeby nie rzec, zaczynaliśmy niemal od zera.
W 1990 roku za średnią pensję mogliśmy kupić tyle świątecznych potraw i tyle karpia, co w latach 50. i 60., czyli wróciliśmy do czasów bardzo mrocznych. Teraz jesteśmy 4-5 razy bogatsi. Taki jest wynik corocznego Indeksu karpia Money.pl. Oczywiście naszego indeksu nie można traktować ze śmiertelną powagą, bo nie samą rybą człowiek żyje, ale w świątecznej aurze dobrze obrazuje zachodzące zmiany - zarówno w wynagrodzeniach jak i w cenach żywności.
A te są pozytywne. Przez ostatni rok co prawda pensje prawie nie urosły, za to też żywność nie zdrożała, a nawet staniała - poza warzywami. Znacząco staniał karp. Wyszło na to, że wśród ogólnego utyskiwania, w jakiej nędzy i upodleniu żyjemy, powinniśmy powiedzieć, że jest dobrze, a nawet nie całkiem źle.
Mimo kiepskich rządów, jakby na przekór politykom, idziemy do przodu. Obyśmy w kolejnych latach nie tylko karpi mieli więcej. Zanim jednak zjemy dokładkę pamiętajmy, że pół kilograma tej smażonej ryby - a tyle statystycznie w święta zjadamy - ma 925 kilokalorii! Dla porównania, warzywa, które zdrożały, mają znacznie mniej: pół kilo gotowanej kapusty to zaledwie 140 kilokalorii. Ale czy dziś to ważne? Smacznego!
Czytaj więcej w Money.pl