Od kilku tygodni pasjonujemy się w mediach słupkami poparcia dla partii politycznych. Głównie z tego powodu, że zmienił się lider. I wygląda na to, że na stałe. Ale prawda jest nieco inna. Lider od dawna jest ten sam - to czerwona kartka.
Najświeższy sondaż, opublikowany w ubiegłym tygodniu przez TNS potwierdza trend. Prawo i Sprawiedliwość prowadzi z 30 procentami potencjalnych głosów, Platforma Obywatelska musi zadowolić się 23 punktami. Na słupkach i tak wygląda to okazale. Tyle, że takim zestawieniom jednego słupka brakuje. Tego najwyższego.
Liderami sondaży - zdecydowanymi i to niezależnie od ośrodka badania - są ci, którzy partyjne wojenki o faktury na garnitury, wino i cygara, albo o niewspółmiernie drogą ochronę prezesa, mają w głębokim poważaniu. Gdyby uwzględnić takie stanowisko, jako polityczną preferencję, jego reprezentanci mogliby rządzić samodzielnie i rozgonić niemal wszystkie partie na cztery wiatry. A PiS i PO ograniczyć do roli kadłubkowej opozycji, która weszłaby do Sejmu tylko pod warunkiem, że do urn poszliby i ci, którzy deklarują że zrobią to na pewno (tylko 22 procent!) i ci, którzy jedynie biorą to pod uwagę.
Gdyby sondaże poparcia odnosiły się więc do WSZYSTKICH 31 milionów uprawnionych do głosowania wyborców, niejednemu dziś stroszącemu piórka z dumy owe piórka by odpadły. Szkoda, że nikt tych słupków nie prezentuje w ten sposób, bo okazuje się, że poparcie liderów to żadna trzecia czy czwarta część narodu! PiS w tym ujęciu dostaje niecałe 15 procent, Platforma tylko 11 z kawałkiem. To jakieś 3,5 miliona głosów. Dwa razy więcej ludzi ogląda _ M jak miłość _! Pozostali to już zupełna nisza. Grono ich zwolenników jest tak naprawdę mniejsze, niż liczba bezrobotnych. I to tych oficjalnych. Już nawet fikcyjni Serce i Rozum mają liczniejszą rzeszę fanów na Facebooku...
obliczenia dla partii obecnych w Sejmie, nie uwzględniają osób niezdecydowanych
Oczywiście fakt, że frekwencja w polskich wyborach nie powala na kolana, to żadna nowość i odkrywanie Ameryki. Znaczące jest co innego. Mianowicie błyskawicznie rosnąca grupa tych Polaków, którzy z nie chcą mieć nic wspólnego z politycznymi wyborami. Prześledzić można to świetnie na cyklicznych sondażach Millward Brown. W tym ostatnim, publikowanym na początku miesiąca, udział w wyborach zadeklarowało zaledwie 42 procent badanych! Najmniej od listopada 2010 roku. A do myślenia wszystkim paniom i panom z Wiejskiej powinien dać fakt, że jeszcze w grudniu głosować chciała połowa, ale z miesiąca na miesiąc ta grupa regularnie topnieje.
I pewnie, że tym _ oburzonym _ można zarzucić - nie głosujecie, więc potem nie miejcie pretensji, że jest, jak jest. I nie dziwcie się, że dwie trzecie Polaków ocenia Sejm jak najgorzej. Pytanie tylko - jaka jest alternatywa? Nie ma? Więc - to bardzo ostatnio modne powiedzenie - głosujemy nogami. Ile razy można wybierać mniejsze zło?
Czytaj więcej w Money.pl | |
---|---|
Co powinien zrobić z OFE Tusk, aby wyjść na dobrego wujka Machiavelliczny plan rządu zdradza Bartosz Chochołowski. | |
Leszek Miller jest jak Robert Lewandowski Robert Ocetkiewicz tłumaczy, dlaczego szef SLD odniósł sukces. | |
Jak Tusk nauczy nas latać, zaoszczędzimy miliardy! Skończy się problem dziurawych polskich dróg - pisze Dariusz Madejski. |
autor jest redaktorem Money.pl