Wyobraźmy sobie, że firma szuka pracownika, któremu jest gotowa dać 60 tysięcy złotych miesięcznie. Zarobki niebotyczne, więc łatwo się domyślić, jakie postawi wymagania. Dyplom renomowanej uczelni, do tego znajomość kilku języków obcych, spore doświadczenie zawodowe, kompetencje potwierdzone certyfikatami. To na początek. Potem rekrutacja: drobiazgowa, wieloetapowa, bezlitośnie weryfikująca wiedzę i faktyczne umiejętności kandydata. Tak wygląda to w normalnych warunkach rynkowych. Ale nie w polityce. Dlatego o prestiżową pracę w Parlamencie Europejskim tak ochoczo ubiegają celebryci i sportowcy. Od soboty mamy nowego kandydata - boksera Tomasz Adamka. Kto następny? Już nic mnie nie zdziwi.
Polski pięściarz swoją decyzję ogłosił w sobotę na antenie Radia Maryja. - _ Jestem katolikiem stuprocentowym, więc będę bronił praw człowieka i życia nienarodzonych dzieci - _ zapowiedział Adamek, który wystartuje z list Solidarnej Polski. Dodał, że na kandydowanie _ dostał zgodę od żony _ i że rusza do boju z hasłem _ Bóg, Honor, Ojczyzna _. Brzmi pięknie, choć przypominam, że to wybory do Europarlamentu, a nie ogłoszenie o mobilizacji do wojska. Doceniam jednak, że znany bokser zamiast socjotechnicznej papki, serwuje jasny, prosty przekaz, który nie pozostawia wątpliwości co do jego poglądów. Adamek stwierdził, że najwyższy czas przeskoczyć ze sportu do walki politycznej. - _ Kariera sportowa nie trwa wiecznie, zbliżam się do jej końca _ - oznajmił. Zapewne do takich wniosków skłoniła go przegrana kilka tygodni temu walka z Ukraińcem Wiaczesławem Głazkowem. No cóż, lata
lecą, a coś robić trzeba.
Zatem za sprawą deklaracji, która w sobotę padła w bastionie księdza Rydzyka, Adamek dołączył do barwnego grona sportowców, którym skończyły się pomysły na życie i zamarzyła polityczna kariera. Mamy już trenera piłki ręcznej Bogdana Wentę, pływaczkę Otylię Jędrzejczak, piłkarza Macieja Żurawskiego i siatkarza Michała Bąkiewicza. Co mogą zrobić dla Polaków w Europarlamencie? Nie mam pojęcia. Nic także nie wiem o poglądach tych ludzi na podstawowe kwestie społeczne i polityczne, bo nikt, poza słynnym Góralem, nie był łaskaw ich sprecyzować.
Daleka jestem od stwierdzenia, że sportowiec to bezrefleksyjny mięśniak, niezdolny do przenikliwego myślenia. W sporcie myślenie bardzo się przydaje, liczą się też upór, ambicja i silny charakter. Za to i za wiele innych rzeczy zawsze sportowców niezmiernie ceniłam. Mogę sobie jedynie wyobrazić, ile poświęcenia kosztowało Otylię Jędrzejczak zdobycie olimpijskiego medalu, ile zdrowia i nerwów na boisku zostawił Bogdan Wenta, zwłaszcza podczas słynnego meczu z Norwegami na Mistrzostwach Świata, gdy przekonywał piłkarzy, że 15 sekund to mnóstwo czasu i że mecz można jeszcze wygrać. Gdy chwilę potem Siódmiak rzucił zwycięską bramkę, płakałam ze szczęścia. Wszyscy to pamiętamy. Za takie chwile kochamy sport i sportowców. Jednak gdy teraz słyszę, jak pan trener na pytanie o start w wyborach nieporadnie duka, usiłując sklecić kilka sensownych zdań o polityce, ogarnia mnie smutek i niedowierzanie, że w tak bezsensowny sposób można niszczyć własną legendę. - _ Polityka może być pozytywnym motorem dla ludz _i -
przekonuje Wenta. - _ Tylko gra zespołowa daje szansę, by zwyciężyć. _A konkretnie panie trenerze? Z jakimi pomysłami idzie pan do Brukseli?
Z kolei Otylia Jędrzejczak po zakończeniu sportowej kariery wyraźnie nie może znaleźć sobie miejsca. Był krótki romans z showbiznesem i marzenia o byciu aktorką. Skończyło się na udziale w _ Tańcu z gwiazdami _ i epizodycznej roli w serialu. Teraz była pływaczka mówi o _ nowych wyzwaniach _ i stawia na politykę. Chce walczyć z otyłością i o sport dla najmłodszych. Super, to są ważne sprawy, ale sportowe tytuły i medale to jednak za mało, by reprezentować kraj na międzynarodowej arenie, w tak prestiżowej instytucji jaką jest Europejski Parlament. Gdzie wykształcenie, wiedza, kompetencje?
Mamy prawo ich żądać, bo w wolnorynkowych warunkach, by zdobyć posadę z zarobkami sięgającymi 60 tysięcy złotych miesięcznie, trzeba się naprawdę postarać. W ciągu pięciu lat kadencji na konto europosła wpływają 4 miliony złotych. Ale przecież nie tylko o pieniądze tu chodzi. Nie chcę widzieć na listach wyborczych nazwisk kandydatów, którzy swoją edukację zakończyli na maturze, bo do pracy w Brukseli powinni trafić ludzie najlepiej przygotowani, gdyż to oni - jakkolwiek górnolotnie to brzmi - będą decydować o losach Polski i Europy. A takich osób na listach wyborczych jak na lekarstwo.
Nie zdziwię się więc, gdy jutro usłyszę, że swój start w wyborach ogłasza Jola Rutowicz albo Michał Wiśniewski. A może Natalia Siwiec? Właśnie odpadła z _ Tańca z gwiazdami _. Ma znowu dużo czasu. Może też poszuka wyzwania w polityce?