W mijającym tygodniu miałem przyjemność rozmawiać ze studentami kierunków związanych z PR-em i budowaniem wizerunku. Wszyscy rozmówcy - choć to uczniaki bez doświadczenia - zgodnie mówili, że najgorszą taktyką w tak kryzysowej sytuacji, w jakiej znalazł się nasz wiceprzewodniczący parlamentu europejskiego, to pokrętne tłumaczenia.
Szczegóły występku Jacka Protasiewicz poznasz klikając tutaj.
Najlepiej pokajać się i zakończyć temat. Wszelkie wyjaśnienia typu piłem wino, ale nie połykałem, nie mam nic w majtkach, dlatego działam ustami (to synteza tytułów brukowców opisujących zdarzenie) tylko pogrążają polityka. Nie tylko Jacka Protasiewicza.
On, jak niemal wszyscy przyłapani na alkoholowych skandalach, tłumaczy się żałośnie wzbudzając w społeczeństwie śmiech. A akurat w naszym kraju tolerancja do alkoholowych wybryków jest dość wysoka. Dopóki _ pod wpływem _ nie zrobi się nikomu krzywdy, to wszystko może zostać wybaczone. To może śmiała teza, ale dowodem na nią jest, że alkoholowe ekscesy Aleksandra Kwaśniewskiego uchodziły mu płazem i nadal jest jednym z bardziej lubianych polityków.
Jednak nikt nie wyciąga wniosków. Przecież sporej części wyborców zdarzyło się zrobić po alkoholu coś, czego się wstydzą, albo coś, co znają tylko z relacji mniej pijanych kompanów i tym bardziej się wstydzą. I jak słyszą polityka, który zamiast się wstydzić wymyśla żałosne usprawiedliwienia, to przestaje on być jednym z nas - bo nie ma wstydu.
Najbardziej zadziwia nie to, że jakiś polityk spożywa alkohol - przecież to legalny narkotyk - ale to, że zamiast usprawiedliwiać się jego działaniem i przeprosić, że go nadużył, to powiela błędy poprzedników obwiniając za swoje czyny innych, przez co skazuje się na polityczny niebyt.
Jak kończy się taktyka Protasiewicz, przeczytasz tutaj
Tak niewiele brakowało, a Protasiewicz mógłby zostać swoim chłopem, który co prawda ma wadę - lubi się napić - ale przez to tym bardziej jest jednym z nas i jeszcze pod wpływem zdarzy mu się wygarnąć Niemcom to, czego my, bez paszportu dyplomatycznego, wygarnąć nie mamy śmiałości.
Na koniec pytanie: Czy politycy nie zatrudniają fachowców od wizerunku, choćby studentów, którzy kiedyś być może staną się fachowcami, czy też zatrudniają ich, ale nie słuchają tego, co oni im doradzają?
Autor felietonu jest zastępcą redaktora naczelnego Money.pl