Donald Tusk chce znów być premierem. Nie ogłosił jeszcze, że zostaje na trzecią czterolatkę, ale to widać. No bo po co byłaby ta napaść na Schetynę z zamiarem kompletnej degradacji politycznej byłego przyjaciela. Owszem, mogę się mylić, ale tylko pod jednym warunkiem. Schetyna podpadł Tuskowi prywatnie i stąd zemsta. Bo gdyby podpadł w życiu politycznym, to zapewne byśmy o tym wiedzieli.
Gdyby Schetyna knuł, kombinował, kopał dołki pod premierem, to raczej w mediach coś by szumiało. Raczej doszłyby do nas słuchy o tym, tak jak było w przypadku Gowina.
Ale było w miarę spokojnie, było nawet pokojowo. A mimo to Tusk przyszykował mu taką niespodziankę w mateczniku, że trudno się będzie dolnośląskiemu baronowi pozbierać. To znak, że premierowi ciągle zależy, że ciągle jeszcze chce. Przecież gdyby planował jedynie dokończyć tę kadencję, to obyłoby się bez takich awantur. To w sumie dobrze, bo przecież często się premierowi zarzuca, że mu się odechciało, że nie ma już sił.
A jemu się wcale nie odechciało, jemu się bardzo chce. Problem tylko, że nie tego, co trzeba. Bo w polityce są dwie metody na przetrwanie. Trzeba albo mądrze reformować i ułatwiać ludziom życie po to, żeby zdobywać ich poparcie, albo ustawić się tak, żeby wybierali cię jako jedyną alternatywę, tak zwane mniejsze zło. No i Tusk wybrał tę drugą drogę.
Sprawę ułatwia mu opozycja, czyli Prawo i Sprawiedliwość, którego lider na własną zgubę co rusz wraca do teorii spiskowych znajdujących coraz mniejszą atencję wśród wyborców. Tusk to widzi i wie, że jedyne zagrożenie idzie z wewnątrz. Dlatego też jemu poświęca największą uwagę. Jest na nim skoncentrowany na tyle, że przegapił grube miliardy brakujące w budżecie.
Skoro więc tak, skoro on nad tym, co najważniejszym nie panuje, to trzeba trzymać kciuki za Schetynę, żeby coś grubego wyciągnął z rękawa. Będzie wojna, będzie ciekawie. Chociaż tyle będziemy z tego mieli my, widzowie. Bo skoro nie ma być merytorycznie, to niech chociaż będzie wybuchowo. Czekamy. Dziś pierwsza okazja - głosowanie referendum sześciolatków.
Autor jest dziennikarzem Money.pl
Czytaj więcej w Money.pl