Wydarzenia ostatnich miesięcy dobitnie pokazały, że rząd czyni wszystko, by wytrzepać z kieszeni obywateli ile się da. Najpierw był skok na kasę zgromadzoną w OFE. Teraz ministrowie biorą się za to, co mamy w portfelu i na kontach.
Niby wszystko jest w porządku, bo przecież trudno krytykować plany ministrów zmierzające do tego, by skuteczniej ścigać tych, którzy dopuszczają się przestępstw gospodarczych. Wiadomo - na oszustwach podatkowych i handlu papierosami, alkoholem i paliwami bez akcyzy - tracimy wszyscy. Dlaczego jednak z pewnym lękiem myślę o dążeniu MSW, resortu finansów i prokuratury do tego by wspólnie łapać _ przestępców w białych kołnierzykach _?
Może jestem przeczulony, ale gdy wczoraj ministrowie i prokurator generalny zapowiedzieli _ stworzenie centralnej ewidencji rachunków bankowych, w której służby mogłyby szybko sprawdzić podejrzane transakcje _- poczułem się nieswojo. Działalność służb wszelkiej maści ma w Polsce tradycję długą i zazwyczaj nieprzyjemnie dotkliwą dla obywateli. Z tego powodu nie bardzo uśmiecha mi się to, że służby będą miały od ręki wgląd w moje konto. Tyle lat uciekaliśmy od czujnego oka Wielkiego Brata, a teraz znowu chce on na nas zagiąć parol.
Złowieszczo dla prowadzących firmy zabrzmiały także słowa o _ opracowaniu katalogu najistotniejszych działań oraz o kierunkach zmian legislacyjnych w zakresie przeciwdziałania i zwalczania poszczególnych obszarów przestępczości gospodarczej. _ I znowu, na pierwszy rzut oka zdaje się to słuszne, ale biorąc pod uwagę przejrzystość naszego prawa podatkowego, można mieć uzasadnione obawy. Kto wie, czy ministerialni urzędnicy już nie pracują nad tym, gdzie by tu jeszcze namotać, żeby mieć potem haki na tych nieco bardziej przedsiębiorczych.
Złota maksyma, że to, co nie jest zabronione, jest dozwolone, może wkrótce stracić rację bytu, gdy rząd uszczelni system podatkowy. A zbawienna dla wielu firm w Polsce optymalizacja podatkowa odejdzie do słodkich wspomnień o lepszych czasach. Zwłaszcza, że Mateusz Szczurek kierujący resortem finansów, raczył był zauważyć wczoraj, iż polskie podatki nie są wysokie (sprawdziłem na wszelki wypadek kalendarz, ale prima aprilis jeszcze przed nami).
I struchlałem po raz kolejny - minister czyni wszystko, by w przyszłym roku PIT-y rozliczali obywatelom urzędnicy skarbówki. Zeznania podatkowe za 2014 rok mają być rozliczone przez urzędy skarbowe na podstawie danych uzyskiwanych od płatników. Wielki Brat i tu chce wściubić nos i co gorsza wyliczyć, ile z naszej krwawicy winniśmy oddać państwu. A co jeśli urząd się pomyli? Ilu odważnych porwie się na korygowanie _ wstępnie wypełnionego zeznania _? Część Polaków dla świętego spokoju zapewne stuli uszy po sobie, bo nie od dziś wiadomo, że wojowanie ze skarbówką może mieć przykre konsekwencje.
I jakby tego było mało, minister finansów chce jeszcze by urzędnicy już w tym roku porzucili swoje biurka i wyszli do ludzi, by służyć im pomocą przy wypełnianiu PIT-ów. Trochę mi się nie chce wierzyć w to, że nagle rząd zapałał taką dobrocią i chęcią służenia obywatelom. Jak dla mnie to typowa przedwyborcza zagrywka obliczona na poprawę wizerunku - na bardziej przyjazny i opiekuńczy. A kiedy już opadnie kurz w bitwie o głosy, prawda wyjdzie na jaw. Prawda gorzka i bolesna, że pewne są tylko śmierć i podatki. Nie małe.
Czytaj więcej w Money.pl
Autor jest dziennikarzem w Money.pl