Do wznowienia walk pomiędzy Armenią i Azerbejdżanem doszło w nocy z poniedziałku na wtorek. Erywań oskarżył Baku o przeprowadzenie "prowokacji na dużą skalę" oraz ostrzelanie kilku przygranicznych miast. Rząd w Baku odpowiedział, że to Armenia rozpoczęła wymianę ognia, bombardując pozycje wojsk azerskich, przeprowadzając prowokacje na granicy i rozstawiając miny.
Oba kraje od dekad są skonfliktowane ze sobą i przez kilka dni istniały spore obawy, że na obszarze poradzieckim dojdzie do kolejnej wojny. Agencja Reutera jest zdania, że w konflikt mogą zaangażować się wspierająca Armenię Rosja i pomagająca Azerbejdżanowi militarnie i politycznie Turcja.
Jeszcze w środę w południe Paruyr Hovhannisyan, wiceminister spraw zagranicznych Armenii, przyznał w rozmowie z "Reutersem", że "istnieje spore ryzyko" eskalacji, która mogłaby przerodzić się w pełną wojnę.
W środę wieczorem tłumy protestowały przed parlamentem Armenii. Mieszkańcy oskarżali premiera Nikola Pasziniana o chęć oddania Górskiego Karabachu.
Spór o Górski Karabach
Armenia i Azerbejdżan od dziesięcioleci toczą spór o Górski Karabach, zamieszkany przez Ormian separatystyczny region będący de iure częścią Azerbejdżanu. Najkrwawsze starcia pomiędzy Ormianami i Azerami o Górski Karabach toczono w latach 1988-1994. W następstwie obszar przejęli Ormianie. Do ostatniej odsłony tego konfliktu doszło dwa lata temu, gdy Azerbejdżan podjął próbę odzyskania kontroli nad tym terytorium. Zginęło wówczas ponad 6,6 tys. osób.
Po sześciu tygodniach walk, w trakcie których Baku uzyskało znaczną przewagę i zdobycze terytorialne, podpisano trójstronne porozumienie o zawieszeniu broni; sygnatariuszami dokumentu są Armenia, Azerbejdżan oraz Rosja jako gwarant. Azerbejdżan utrzymał zdobyte na Ormianach tereny, a także przejął kontrolę nad trzema rejonami przylegającymi do Górskiego Karabachu. Moskwa rozlokowała w regionie około 2 tys. żołnierzy, jako siły pokojowe.