12 mln metrów kwadratowych. Taką powierzchnię w sumie mają wszystkie galerie handlowe w Polsce. Wszystkimi polskimi "świątyniami zakupów" można bez problemu zabudować całą warszawską dzielnicę Ochota.
Dziś zdecydowana większość tych miejsc jest zamknięta. W nielicznych działają sklepy spożywcze, apteki, pralnie, czasami banki i operatorzy telewizyjni lub komórkowi. To stan na dziś, na teraz. Może się okazać, że część firm do galerii handlowych już nigdy nie wróci. Zamiast tego w polskich miastach mogą na nowo rodzić się ulice kupieckie. Dokładnie te same, które znikały po przyjściu galerii handlowych.
Nad "uniezależnieniem się" od handlu w galeriach otwarcie myśli np. polska firma odzieżowa 4F. W galeriach handlowych realizowała do tej pory niemal ¾ całkowitej sprzedaży. Internet i inne lokale to - do tej pory - niemal dodatek do biznesu.
Zobacz także: Odmrażanie gospodarki. Przekaz rządu? "Fatalna konferencja"
Igor Klaja jest przekonany, że gremialnego powrotu klientów do galerii handlowych w najbliższym czasie nie będzie. - Nie spodziewałbym się, że ktokolwiek ruszy do galerii handlowych. Spodziewam się, że pojawią się za to pewne ograniczenia, znane ze sklepów spożywczych. Będzie to najpewniej limit liczby osób na metr kwadratowy powierzchni sklepu, a do tego dojdą dodatkowe wymogi bezpieczeństwa - tłumaczył w codziennym programie wideo Wirtualnej Polski.
- W firmie zadaliśmy sobie w ostatnim czasie pytanie, co by było, gdyby nie było w ogóle centrów handlowych w Polsce. I to jest pytanie zasadne, bo biorąc pod uwagę jak rozprzestrzenia się koronawirus w dużych skupiskach ludzi, wiele osób zastanowi się dwa razy, czy to jest miejsce, w którym chce spędzać dużo czasu. To jest oczywiście tylko moja spekulacja - dodawał.
Efekt? Firma odpaliła kilka projektów, które mają znacznie zmienić biznes. Klaja zapowiada, że najprawdopodobniej już w czerwcu przedstawi nowy koncept sklepu.
- Jednym z obszarów, nad którymi pracujemy, jest właśnie ten kierunek. Czy przypadkiem mniejszy sklep, gdzie będzie pracować sympatyczna pani Basia lub sympatyczny pan Tomasz, gdzie będzie większy kontakt z klientem, gdzie będą zupełnie inne wrażenia klientów, nie jest lepszy? Myślimy nad tym - mówił.
Decyduje czynsz i psychologia
O tym, że wiele firm stanie przed trudnymi wyborami biznesowymi - również dotyczącymi lokalizacji sklepów - w money.pl mówi też prezes innej firmy z branży odzieżowej. Artur Kazienko, szef marki galanterii skórzanej Kazar, wskazuje, że jeżeli nie dojdzie do porozumienia na linii centra handlowe - najemcy, to wychodzenie marek z galerii nie jest wcale wykluczone. Kazienko mówi, że jeżeli wynajmujący powierzchnie nie dogadają się w sprawie wysokości czynszu, to zrywanie umów nie powinno dziwić. Będzie to po prostu naturalny element cięcia kosztów.
Kazienko konsekwentnie apeluje, by kwestie dotyczące czynszów w galeriach zostały ustawowo rozwiązane. Zwraca też uwagę, że w przypadku niektórych lokali to obciążenie rzędu 35-40 proc. generowanych przez dany sklep przychodów. W nowej rzeczywistości wypracowanie takich obrotów może być po prostu wyjątkowo trudne. Podkreśla, że zmiana zachowań klientów z pewnością będzie dodatkowym czynnikiem decyzji dotyczacych tego, czy być w galerii czy nie.
- Biorąc pod uwagę skomplikowaną sytuację oraz doświadczenia z rynku chińskiego, gdzie po ponownym otwarciu sklepów sprzedaż kształtowała się na poziomie bliskim 30 proc. sprzed zamknięcia sklepów, konieczne jest dostosowanie opłat czynszowych do niskich obrotów - postuluje z kolei zarząd Związku Polskich Pracodawców Handlu i Usług. To nowy związek, który skupia 200 firm.
Jak przewiduje Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, efektem będzie powrót do ulic handlowych. - Jednym ze skutków pandemii może być upadek galerii handlowych i co za tym idzie powrót życia na ulice i odbudowa tkanki miejskiej - tłumaczy w mediach społecznościowych.
Odmrażanie gospodarki. Handel może wrócić za tydzień
To, że galerie handlowe wysysały handel w małych miasteczkach, nie jest żadną tajemnicą. Tym bardziej, że coraz częściej galerie i centra handlowe powstają nie w dużych miastach, a w tych poniżej 100 tys. mieszkańców. W 2019 roku - jak wynika z branżowych raportów CBRE Research - większość nowych placówek budowała się właśnie w miastach do stu tysięcy mieszkańców.
Biznesowi opuszczenie galerii po prostu by się opłacało. Wynajęcie metra kwadratowego w jednej z warszawskich galerii handlowych kosztuje nawet 130 euro. 200 metrów kwadratowych (dla porównania sklepy sieci Żabka mają około 60-90 metrów kwadratowych powierzchni) to już koszt 26 tys. euro miesięcznie. A to niemal 100 tys. zł samych kosztów.
Tymczasem wynajęcie metra kwadratowego w lokalu na jednej z warszawskich ulic handlowych to koszt około 100 euro. Wynajmując lokal o identycznej powierzchni najemca może zaoszczędzić około 25 tys. zł miesięcznie. To aspekt cenowy. Dla biznesu teraz ważniejszy jest ten psychologiczny.
Inaczej sprawę widzą przedstawiciele samych galerii handlowych. - Klienci niewątpliwie wrócą do centrów handlowych i jest to bezdyskusyjne. Nie jest realne, by znacząca część handlu przeniosła się na przykład na ulicę - ripostuje Wojciech Krawczyk, współwłaściciel Galerii Kupieckiej, czyli centrum handlowego z samego środka Otwocka (liczącego ponad 45 tys. mieszkańców miasta pod Warszawą).
Galerie się nie boją
- Zakupy w centrach są wygodne i dla najemców, i dla klientów. Centra i galerie są przede wszystkim wpisane w tkankę nowoczesnego miasta, tam klient robi zakupy w komfortowych warunkach. W zasięgu ręki ma pełny asortyment produktów i usług. Jest to tym samym ogromna oszczędność czasu - dodaje.
Schizofrenia galerii handlowych w średnich miastach
Warto jednak zauważyć, że po zmniejszeniu restrykcji dotyczących handlu "na plusie" są te sieci, które mają swoje placówki poza galeriami handlowymi. Tylko one mogą ponownie otworzyć sklepy. Na przykład H&M może wpuścić klientów do sklepów przy wrocławskiej starówce, a także w Katowicach, Zakopanem i Sopocie i innych miastach. Z kolei specjalizujący się w elektronice Media Markt mógł otworzyć sklep w podwarszawskim Piasecznie.
- Ryzyko naszego bankructwa nie byłoby dla państwa jeszcze problemem. Ale jeśli my zbankrutujemy, to zbankrutują również firmy ochroniarskie, techniczne, sprzątające, zbankrutują obiekty, w które zainwestowaliśmy pieniądze z kredytów z banków - kreśli czarny scenariusz Rafał Sonik, sportowiec i przedsiębiorca. Jego firma buduje i zarządza galeriami handlowymi.
- Jesteśmy w identycznej sytuacji: i detaliści, i właściciele obiektów. Jeśli któreś z ogniw nie przetrwa, nie przetrwają pozostałe, to będzie efekt domina - przekonuje. I dlatego od dawna apeluje o rządowe wsparcie na rzecz wynajmujących. Ci mieliby niższy czynsz, a państwo opłaciłoby część należności. Takie rozwiązania funkcjonują w innych krajach. Na razie jednak żaden decyzji ws. czynszu nie ma.
Kwestia jest na tyle paląca, że sprawę renegocjacji umów rozważa już sieć handlowa Biedronka. Jak pisaliśmy w money.pl, wytyczne do szefów sklepów sieci Biedronka wysłał Hugo Mesquita, szef makroregionu mazowieckiego w Jeronimo Martins Polska. - Czas renegocjować czynsze - sugeruje.
Obejrzyj i dowiedz się, jak chronić się przed koronawirusem: