Sprawa krytyka Kremla Aleksieja Nawalnego, który prawdopodobnie został otruty w Moskwie, sprawiła, że stosunki między Niemcami a Rosją osiągnęły "nowy punkt krytyczny" - ocenia były niemiecki dyplomata Wolfgang Ischinger w wywiadzie, opublikowanym w najnowszym numerze tygodnika "Der Spiegell".
- W Moskwie żartuje się z ofiary. Choćby z tego powodu dla Kremla jest to niewymownie kłopotliwe zdarzenie. Wiarygodność Rosji, która i tak była już zachwiana wskutek otrucia Siergieja Skripala w Wielkiej Brytanii, zamordowania czeczeńskiego uciekiniera w berlińskim parku Tiergarten i ataku hakerskiego na Bundestag, teraz może zostać ostatecznie stracona - mówi Ischinger.
Ocenia, że przez minione 15 lat kanclerz Angela Merkel okazywała "anielską cierpliwość” do prezydenta Rosji Władimira Putina, w tym angażując się w mediacje w konflikcie na Ukrainie.
- Od dłuższego czasu jest jasne, ile warte jest słowo Moskwy. Tam obowiązuje prawo silniejszego. To, niestety, także koniec idei strategicznego partnerstwa – uważa Ischinger.
Skazani na Putina
W jego opinii Rosja zapewne nie podejmie starań, by wyjaśnić sprawę otrucia Nawalnego, tak samo jak nie starała się wyjaśnić sprawy Skripala czy morderstwa w Tiergarten. - Dlatego nie ma znaczenia, czy Kreml jest bezpośrednio odpowiedzialny za zamach czy też inni aktorzy działali na własną rękę. Rosyjski rząd musi wziąć odpowiedzialność za siebie - mówił dyplomata.
Jak dodał, ewentualne nałożenie sankcji na Rosję za sprawę Nawalnego, jak żądają niektórzy, „służyłoby przede wszystkim uspokojeniu własnego sumienia”. - Nie należy mieć nadziei, że zrobiłoby to głębokie wrażenie na Moskwie – ocenił.
- „Rząd federalny i UE mogłyby przyjąć szerokie sankcje, jak wycofanie się z projektu gazociągu Nord Stream 2. Ale potem pojawia się pytanie, jak bardzo zaszkodzimy sobie sami i niemieckim firmom? Sankcje to środek, który rządy chętnie stosują wtedy, kiedy nie mają innych pomysłów – powiedział Ischinger.
Wskazał, że w wielu sprawach polityki międzynarodowej, jak Syria, Libia, Iran czy Ukraina Niemcy i UE są zdane na Rosję. „Bez woli Putina nie pójdziemy do przodu w wielu decydujących kwestiach. Dlatego totalny bojkot Rosji nic nam nie da. Musimy pogodzić się z tym – miejmy nadzieję, że nie na stałe – że w tej chwili nie jesteśmy skuteczni wobec Rosji, choćby przez to, że niestety brakuje jedności transatlantyckiej. To żałosne” – ocenił dyplomata.
„Rosja czuje się zagrożona”
Jego zdaniem Rosja przypomina pozornego olbrzyma, który robi się coraz mniejszy, im bliżej mu się przyglądamy. - Produkt krajowy brutto Rosji jest mniejszy niż Włoch, postępuje "drenaż mózgów" wśród rosyjskich elit. O ile na krótką metę rosyjska polityka zagraniczna może się wydawać skuteczna, to na dłuższą metę jest defensywna i bezradna. Ilu przyjaciół zyskała Rosja przez 20 lat rządów Putina? Można policzyć na palcach jednej ręki. Przypadek Nawalnego i wydarzenia na Białorusi pokazują: Moskwa działa reaktywnie, defensywnie. Czuje się zagrożona przez model zachodni – uważa Ischinger.
Postuluje także wzmocnienie europejskiej "hard power”. - UE nie ma być militarną potęgą. Ma być zdolną do działania potęgą polityczną. To nie uda się bez oparcia militarnego – ocenia. Popiera on pomysł utworzenia europejskiej armii, ale jego zdaniem droga do realizacji tej wizji jest jeszcze daleka. Pierwszym krokiem powinna być „prawdziwa wspólna polityka zagraniczna” UE, gdzie cała Wspólnota mówi jednym głosem. - W tym celu musimy znieść prawo weta w UE - ocenia Ischinger.