Pracodawcy wpadli w popłoch. To reakcja na słowa premiera o szykowanych zmianach w ZUS-ie. - Po wprowadzeniu ZUS od przychodu, idziemy w kierunku liczenia ZUS-u od dochodu i takiego zagwarantowania, żeby było łatwiej tym, którzy mają niższe dochody, którzy się rozkręcają, inwestują – powiedział w sobotę premier Mateusz Morawiecki.
Dla najlepiej zarabiających przedsiębiorców oznaczałoby to, że co miesiąc na ich rachunkach zostanie mniej pieniędzy. O ile mniej? Sprawdziliśmy.
Po pierwsze, wyjaśnijmy, że większość spośród niemal 2,5 mln przedsiębiorców prowadzących jednoosobową działalność opłaca składki ryczałtem. ZUS szacuje, że zaledwie 2 proc. płaci więcej.
Oprócz podstawowego ryczałtu, są dwie preferencyjne możliwości dla przedsiębiorców. Po pierwsze "ulga na start", dzięki której przedsiębiorca może opłacać przez pół roku tylko składkę zdrowotną, która wynosi obecnie 342,32 zł. Po tym czasie nowy przedsiębiorca może przez dwa lata korzystać z preferencyjnych stawek. Podstawą ich naliczania jest 30 proc. minimalnego wynagrodzenia obowiązującego w danym roku.
Podstawowa zryczałtowana składka zmienia się co roku. Jest waloryzowana m.in. na podstawie średniego wynagrodzenia. W tym momencie wynosi 1316,97 zł. W przyszłym roku – według założeń budżetowych – wzrośnie do 1435,42 zł.
Niewykluczone, że składka będzie jeszcze wyższa. Powód? W przyszłym roku może się zwiększyć składka zdrowotna, której wysokość zależy od przeciętnego wynagrodzenia w IV kwartale poprzedniego roku.
Przy tych założeniach okazuje się, że przedsiębiorca, który zarabia miesięcznie 2 tys. zł, zapłaciłby ZUS-owi składkę w wysokości 861,8 zł, a 2,5 tys. – 1077,25 zł. Tylko ta bardzo wąska, niewiele zarabiająca grupa przedsiębiorców, zyskałaby na zmianach.
Z kolei przy miesięcznych dochodach w wysokości 3 tys. zł składki wyniosłyby już 1554,6 zł, przy 5 tys. zł – 2154 zł, przy 10 tys. zł – 4309 zł, 20 tys. zł – 8618 zł. Z kolei zarabiający po 50 tys. zł oddaliby do systemu emerytalnego po 20 320 zł.
Czy duzi przedsiębiorcy powinni zacząć się bać? Zdaniem minister przedsiębiorczości Jadwigi Emilewicz - nie. Jak napisała na swoim profilu na Twitterze, ryczałt zostanie.
- Zapowiedziana przez premiera Mateusza Morawieckiego proporcjonalność składek na ZUS ma dotyczyć tylko najmniejszych firm. Nie straszmy więc tych dużych gwałtownym wzrostem składek - skomentowała szefowa resortu. - Nie mówimy o zniesieniu ryczałtu - precyzowała w komentarzu dla money.pl.
Jaki miałby być zatem zakres zmian? Szczegółów jeszcze nie ma.
Osobną kwestią jest limit 30-krotności składek ZUS. Dziś etatowcy płacą składki emerytalne do momentu osiągnięcia w ciągu roku 142 tys. 950 zł, co daje miesięczną pensję brutto w wysokości 12 tys. zł. Ten zapis istnieje dlatego, aby najlepiej zarabiający wzięli swoją przyszłość w swoje ręce i aby ZUS nie musiał im wypłacać kosmicznie wysokich świadczeń, które mogłyby zrujnować system.
Tymczasem Ministerstwo Finansów oszacowało, a swoje szacunki zawarło w ustawie budżetowej, że zniesienie wspomnianego limitu dałoby kasie państwa dodatkowo 5 mld zł. Gdyby doszło do zniesienia ryczałtowego ZUS, dobrze zarabiającym etatowcom nie opłacałoby się przejść na jednoosobową działalność. Likwidacja limitu 30-krotności dotknęłaby także przedsiębiorców - każdy płaciłby bowiem wówczas składkę uzależnioną od dochodu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl