"Jajeczna rewolucja" rozpoczęła się kilka lat temu. Jeszcze w 2016 r. sieć dyskontów Lidl ogłosiła, że rozpoczyna proces wycofywania jajek z chowu klatkowego ze swoich sklepów, a cały proces ma zakończyć się w 2025 r. Co oznacza, że za 4 lata "trójek" nie zobaczymy już w żadnym sklepie tej sieci.
Za śladami Lidla podążyły kolejne sieci handlowe. Carrefour wycofał już ze sprzedaży jaja z chowu klatkowego marki własnej, a do 2025 r. zapowiedział usunięcie ze swojego asortymentu jaj innych producentów. Podobną deklarację wydała sieć Auchan.
Wielu sieciom handlowym udało się nawet przyspieszyć proces rezygnacji ze sprzedaży "trójek". Kaufland czy Biedronka wycofały je wcześniej niż zakładały.
Z używania jaj hodowanych w klatkach zrezygnowało również wiele restauracji i producentów żywności. Przedstawiciele branży powtarzają, że dobrostan zwierząt jest dla klientów coraz bardziej istotną kwestią przy wyborze produktów.
Według Centrum Badania Opinii Społecznej sposób chowu kur jest dla Polaków najważniejszym kryterium podczas kupowania jaj. W 2018 roku 35 proc. ankietowanych przyznało, że zwraca na ten czynnik największą uwagę. To wzrost o ponad 20 pkt. proc. na przestrzeni 12 lat. Co ciekawe cena jaj nie ma dla konsumenta już tak dużego znaczenia, jak kiedyś. W 2006 r. ten czynnik był ważny dla 27 proc. Polaków, a w 2018 r. zaledwie dla 11 proc.
Będzie drożej?
Takie są statystyki. Pytanie tylko, czy wszyscy Polacy będą w stanie płacić za jaja więcej? Na ten moment wytłoczka 10 jaj z wolnego wybiegu czy z chowu ekologicznego kosztuje o ok. 2-5 zł więcej, niż z klatkowego. Pytanie brzmi, czy za 4 lata będziemy musieli pogodzić się z wyższą ceną jajek?
- Rzeczywiście u konsumentów coraz bardziej zauważalna jest chęć wyboru produktów proekologicznych, a mniejsze znaczenie ma dla nich cena. Na rezygnacji przez sklepy ze sprzedaży jajek z chowu klatkowego najbardziej mogą stracić najbiedniejsi, ale nie można też tego generalizować. Ludzie coraz częściej nie są w stanie oszacować wartości małych różnic pomiędzy produktami – komentuje ekonomista dr Sergiusz Prokurat.
Ekspert podaje jako przykład zakup słodkich napojów kolorowych. Wielu ludzi nadal je kupuje, mimo że ich ceny wzrosły przez podatek cukrowy. - Dla nich jedna złotówka nie jest aż taka widoczna. To samo zjawisko może się pojawić w kwestii jajek. Nawet jeżeli ceny będą wyższe, to nie będzie to dla konsumentów zbyt dużym problemem - komentuje dr Prokurat.
Ekonomista zwraca uwagę, że rezygnacja z jajek klatkowych na pewno nie będzie stratą dla sklepów. - Dla sieci handlowych liczy się marża, w związku z czym jeżeli zastąpią jedne produkty drugimi, to nie będą stratni. Po prostu przełożą marżę na inny produkt – komentuje ekspert.
Nie tylko świeże jaja
Rezygnacja z jaj z chowu klatkowego nie dotyczy jedynie świeżych produktów, ale również artykułów, w których jaja są jednym z głównych składników. Przykładowo producent makaronów i produktów zbożowych Lubella nie używa już do produkcji swojego makaronu jaj z chowu klatkowego. Firmie udało się zakończyć ten proces 3 lata wcześniej niż zakładano.
Czy będzie miało to wpływ na cenę makaronów? Producent deklaruje, że nie. - Cena produktów w linii Lubella jajeczna nie zmieni się. Nie mamy niestety wpływu na to czy sieci i sklepy nie podniosą ceny - komentuje Dorota Liszka, menager ds. komunikacji grupy Maspex.
Ekonomista dr Sergiusz Prokurat potwierdza, że mimo rezygnacji przez niektórych producentów z używania jajek "trójek" do swoich wyrobów, cena finalnego produktu nie musi zostać podwyższona. A to za sprawą kupowania przez firmy półproduktów w hurcie, co jest tańszym rozwiązaniem.
Jajka zdrożeją. Kur jest coraz mniej
W kontekście zamiany jajek z chowu klatkowego na te ściółkowe, wolnowybiegowe i ekologiczne pojawia się pytanie o wolność wyboru. Dla niektórych sposób chowu kur nie ma znaczenia i wolałby jednak kupić tańszy produkt, którego za kilka lat może w sklepach zabraknąć.
- W momencie, gdy pojawia się jakaś siła społeczna czy polityczna, która uzna, że coś jest niewłaściwe i zabroni sprzedawania tego, wtedy wolność zostanie umniejszona. Jakaś grupa zostanie poszkodowana, mimo że będzie ona w mniejszości – podsumowuje ekonomista.