Marcin Walków, money.pl: W pierwszej części naszej rozmowy podsumowaliśmy mijający rok, a co nas może czekać w kolejnym?
Maciej Nykiel, prezes Nekery: Widzę co najmniej kilka istotnych trendów. Po pierwsze, segment all inclusive cały czas rośnie. To pierwszy wybór dla klienta rynku czarterów. Czyli hotel o standardzie czterech-pięciu gwiazdek i formuła all inclusive. Absolutnym liderem tej kategorii jest Turcja. Prawdziwym game changerem było zniesienie obowiązku paszportowego dla Polaków trzy lata temu. Do Turcji można polecieć na dowód osobisty. Tą drogą chcą pójść również Egipt i Tunezja, byłby to niesamowicie pożądany ruch.
Po drugie, rośnie udział klientów, którzy nie chcą wakacji all inclusive. Na razie to w naszym biznesie jednocyfrowy udział, ale wyraźnie zarysowany. Ta grupa klientów dalej chce komfortu, a wręcz luksusu, jednak w hotelach butikowych. Widzimy renesans niedużych obiektów, bez charakteru kurortu i aquaparku pośrodku. Za to często z formułą "adults only", czyli tylko dla dorosłych. To obiekty urządzone nierzadko w historycznych budynkach, przy starówce, wśród ciekawej architektury. Takie wakacje są droższe od all inclusive z pięcioma gwiazdkami, często tylko ze śniadaniem.
I po trzecie, to już nawet nie trend, a fakt, że kierunki niegdyś typowo letnie, dziś już są całoroczne. Na przykład Malta, na którą latamy również zimą, gdy tam jest 15-18 stopni Celsjusza, klimat jest łagodny i cały czas śródziemnomorski. 15 stopni tam to inaczej niż 15 stopni w Polsce, prawda? To samo dotyczy zresztą Cypru czy Majorki, coraz bardziej również Turcji.
Po czwarte, zakup nieruchomości za granicą. Polacy zdominowali niektóre miejsca, jak na przykład okolice Alicante czy Costa Blanca w Hiszpanii. Kupują domy i mieszkania z rynku wtórnego, ale i u deweloperów - dla siebie, jak również na wynajem. I to też napędza ruch lotniczy z Polski do tamtych miejsc. Rośnie udział klientów podróżujących do Włoch do apartamentów posiadanych przez Polaków. To znów pozwala tym kierunkom żyć przez cały rok.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A co z eksplorowaniem tych dalszych tras?
Takim bestsellerem jest cały czas Tajlandia. My latamy tam aż do sześciu miejsc teraz zimą, to produkt ciągle pożądany, z bardzo dobrym stosunkiem jakości do ceny. I rośnie dostępność różnymi liniami, również takimi jak Turkish Airlines przez Stambuł. Nasz konkurent otworzył Malezję i to też trzeba pochwalić, bo jeszcze nikt z Polski nie wprowadził czarteru tam do sprzedaży. To kolejny przykład biznesowej odwagi, a rynek się rozwija.
Na pewno Korea Południowa pozostaje ciekawym kierunkiem, zwłaszcza że LOT lata tam nie tylko z Warszawy, ale i z Wrocławia. Turystyka w tej części świata była zdominowana do tej pory przez wyjazdy do Chin i Japonii. Korea staje się takim trzecim rynkiem.
Rozwijamy też rynek wyjazdów do Ameryki Środkowej - Kostaryka, Panama, Barbados czy Bahamy. One budzą ciekawość, mimo że nie jest tanio i trzeba lecieć z przesiadką.
Dojazd własny to z kolei wciąż numer jeden na takim kierunku jak Chorwacja.
Tak, bo gdy myślimy o biurach podróży, to kojarzymy je z samolotem i autobusem. A ten segment dynamicznie się rozwija i faktycznie Chorwacja przeżywa nadal świetne lata. Ostatnie prognozy mówią o 1,2 mln turystów z Polski w tym roku. Wróciła Bułgaria, do której samochodem pojechało 100 tys. naszych rodaków. Ten rynek się jeszcze odbudowuje po pandemii. Inwestycje w infrastrukturę, takie jak Via Baltica, na pewno pomagają. Bo otwierają południe Europy dla kierowców z Podkarpacia, Lubelszczyzny, a nawet Podlasia. Im też coraz bardziej się opłaca podróż samochodem w stronę Adriatyku.
Jak zmienią się ceny wakacji w 2025 r.?
Koszty idą w górę, bilety lotnicze są droższe - choć nie ze względu na ceny paliwa czy kursy walut. Napędza to ogólny wzrost cen. Prąd jest droższy, żywność jest droższa, wynagrodzenia poszły w górę. I to znajduje odzwierciedlenie w turystyce - droższe są bilety lotnicze i hotele. Grecja, Bułgaria, Hiszpania, Turcja - wszyscy podnieśli ceny. Poza tym, na ceny dla turystów z Polski wpływ ma to, co dzieje się na sąsiednich rynkach. A widzimy bardzo dobry popyt w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Skandynawii na wypoczynek w regionie Morza Śródziemnego. Ale nie są to wzrosty skokowe, raczej rzędu 5-6 proc.
Start przedsprzedaży na 2025 r. był dobry. Oczywiście w listopadzie i grudniu kupują pierwsi klienci, którzy korzystają z ofert first minute, które - co do zasady - trwają do końca stycznia.
O ile więcej zapłaci rodzina 2+2 za tygodniowe wakacje w Hiszpanii lub Włoszech?
To zależy, gdzie. Hiszpania jest ogólnie droższa od Turcji czy Bułgarii. Myślę, że mówimy o realnym wzroście 500-600 zł przy kosztach rzędu 10 tys. zł dla takiej rodziny - czyli tygodniowym wyjeździe, czterogwiazdkowym hotelu z wyżywieniem w formie śniadań i obiadokolacji. Ale znajdziemy też oferty tańsze, w obiektach bez kategorii, takich jak wille czy apartamenty, albo bez wyżywienia. Alternatywą są też, jak wspomniałem, pakiety z przelotem tzw. tanimi liniami.
First minute ma się dobrze, a co z last minute? Już kilka razy ogłaszano koniec takich ofert, a one jednak są.
To rzeczywiście bardzo pożądana kategoria i co roku jest inaczej. Nie zaryzykuję przewidywania, czy w 2025 r. last minute będzie na rynku, czy nie. Ekonomiczne wytłumaczenie jest bardzo proste: last minute jest tylko wtedy, gdy na rynku jest nadpodaż, czyli liczba i dostępność ofert przewyższa popyt.
Jeśli z minimum rocznym wyprzedzeniem nie zakontraktujemy nazbyt optymistycznie, a sprzedaż w cenach regularnych idzie bardzo dobrze, to last minute nie będzie. Pieczywo w markecie po południu kosztuje mniej też tylko wtedy, gdy nie sprzeda się rano. Osobiście nie jestem wielkim fanem last minute.
Słynny hotel sprzedany. Kupili go Polacy
Dlaczego?
Bo daje mylne wyobrażenie o rynku. Ktoś kiedyś bardzo okazyjnie kupił wakacje, więc gdy po roku lub dwóch wraca do biura podróży, oczekuje takich samych cen. Ale jeśli polecieliśmy za 900 zł od osoby do hotelu na all inclusive, bo i takie oferty były w tym roku na przykład w Turcji u zagranicznych touroperatorów, to nie ma szans, żeby tyle samo kosztowało w kolejnym roku. Zawsze jednak warto porównywać i szukać na własną rękę, a nuż się uda.
Analiza Instytutu Turystyki pokazała, że w tym roku ceny first minute były niższe od cen last minute. To bardzo ciekawe zjawisko, pokazujące, jak zmienia się rynek. I nam też zależy, żeby klienci kupowali wcześniej, z większym wyprzedzeniem. Stąd zniżki first minute sięgające 15-20 proc., w zależności od kierunku i ceny regularnej.
Rezerwacje z wyprzedzeniem ma jeszcze jedną zaletę. To nie tylko niższa cena, niska zaliczka, ale też większa dostępność miejsc, co pozwala wybrać na przykład pokój rodzinny albo z widokiem na morze. Podobnie z lokalizacją samych obiektów, ale też lotniskami wylotu i godzinami rejsów.
Last minute z pewnością nie zniknie całkowicie - szczególnie na tańszych kierunkach, takich jak Egipt i północna Afryka.
Konflikt na Bliskim Wschodzie, pożary w Chorwacji, powodzie w Hiszpanii - co jeszcze może nam popsuć wakacyjne plany w 2025 r.?
Temperatura. Od dobrych trzech lat widzimy, że notowane są rekordowe temperatury w tych najpopularniejszych letnich destynacjach. Mówimy o temperaturze powyżej 40 stopni w Chorwacji czy Turcji, ale też na Malcie, Cyprze i w Hiszpanii. To już temperatury niebezpieczne. I coraz więcej klientów świadomie decyduje się na wyjazd w maju lub październiku, by uniknąć spiekoty w środku lata. Nie jest to jeszcze wyraźny trend, ale są klienci, którzy odpuszczają wakacje w lipcu i sierpniu. W kwestii temperatur nie liczyłbym na odwrócenie trendu.
To zaś przekłada się na pożary, które są wszędzie na południu Europy. Cały basen Morza Śródziemnego co roku płonie, choć oczywiście punktowo. Tragedią była powódź w Walencji i dlatego też namawiamy, żeby wyjazdami wspierać ten region, odbudowę infrastruktury, bo to piękne miejsce. Dobre jest to, że konsumenci naprawdę mają w czym wybierać. Świat się otworzył i jest dużo bardziej dostępny niż kiedyś. Klasyczne skojarzenie, że jak wakacje, to słońce i plaża, też już odchodzi do lamusa. Rośnie popularność city-breaków do miast europejskich. Interesujemy się bardziej naszymi sąsiadami, na przykład Litwą i Wilnem. City-breaki to krótsze pobyty na dwie-trzy noce, najczęściej w parach i bez dzieci, chyba że mówimy o Disneylandzie.
Widzimy więc, że albo zamiast tradycyjnych wakacji, albo właśnie oprócz nich, konsumujemy turystykę także w mniejszych porcjach w ciągu roku. Rozwijają się też wakacje zimowe i ten sezon będzie rekordowy, mimo że niedawno się dopiero rozpoczął.
Narty w Alpach?
Polacy kochają zimę, narty i Alpy. Austria i Włochy znowu będą pełne, wybiorą się tam setki tysięcy Polaków. Większość dociera własnym samochodem, ale oferta lotów się rozwija. Zarówno do Bergamo, Wenecji, Werony czy Mediolanu, skąd organizowane są transfery, ale też nowe połączenia LOT-u i Austrian Airlines Warszawa-Innsbruck. A stamtąd już tylko półtorej godziny na lodowiec. Przez pięć ostatnich lat w ogóle nie było bezpośredniego zimowego połączenia z Polski w austriackie Alpy.
Turystyka to nie tylko zagranica. Co z zimowym wypoczynkiem w Polsce?
W naszym przypadku rozwój portfela ośrodków w kraju pozwolił nam przetrwać kryzys po COVID-19. Rozmawialiśmy przed chwilą o Alpach, a polskie kurorty w górach też intensywnie inwestują pieniądze. Dojrzeliśmy wreszcie do polskiego ski passa, a tego bardzo brakowało.
Wielu klientów od lat nie chciało jeździć na nartach w Polskich górach, bo są kolejki, nie ma jednego ski passa. Ale to już się zmienia. Widać, że nauczyliśmy się czegoś od tych krajów, które z turystyki narciarskiej żyją. Tatry to nie Alpy, ale dla średnio-zaawansowanych narciarzy, którzy chcą pojeździć, oferują naprawdę dobre warunki. Wciąż też jest to bliżej i taniej.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl