Jeśli dziś zakończyłby się konflikt w Ukrainie, to na wschód pójdą "olbrzymie pieniądze na odbudowę" - ocenił Ziopaja, którego firma Zio-Max wykonuje instalacje sanitarne, wodno-kanalizacyjne czy grzewcze w całym kraju.
- Nasz rynek budowlany prawdopodobnie stanie całkowicie. Większość pracowników na budowie to Ukraińcy, Białorusini, trochę Gruzinów, może z Kazachstanu. Azja-Afryka jest zablokowana z przyczyn politycznych, imigracyjnych. Nie chcę w to wchodzić - podkreślił Ziopaja w rozmowie z Łukaszem Kijkiem, szefem redakcji money.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zio-Max generuje dziś 200 mln zł rocznych przychodów. Spółka zrealizowała m.in. ogromny kontrakt na instalację wież chłodniczych w najwyższym budynku w Unii Europejskiej – Varso Tower.
200 euro za godzinę? Niemożliwe
Zdaniem przedsiębiorcy największe ryzyko to brak siły roboczej w Polsce.
Nie ściągniemy Polaków, którzy emigrowali do Skandynawii, Anglii. Mają tam rodziny, dzieci w szkołach, fajną pracę, oni tu nie wrócą, nawet jak będą mieli podobne pieniądze. Oni są tam zakorzenieni. Czy jesteśmy w stanie płacić 200 euro za godzinę hydraulika? No nie jesteśmy. W Norwegii pewnie bez problemu. Dalej jest ta przepaść - wyjaśnił Ziopaja.
Założyciel firmy Zio-Max zaznaczył, że w przypadku olbrzymiego napływu kapitału do odbudowy Ukrainy - obywatele Ukrainy będą pracować w swoim kraju.
- Dopóki się tu nie osiedlą (w Polsce - przyp. red.), dzieci nie pójdą do szkoły, nie będą świetnie gadać po polsku i być może nie dostaną obywatelstwa polskiego. (...) Na dziś 70 proc. pracowników budowlanych pójdzie do Ukrainy - uznał Ziopaja.
Dlatego trzeba mieć "plan B". W takiej sytuacji - zapowiedział Ziopaja - firma Zio-Max zacznie realizować kontrakty w Ukrainie. - Będziemy mieć tych samych pracowników, którzy nie będą pracować w Polsce, tylko w Ukrainie, tam budować kadry. Ludzie generalnie nie chcą pracować w delegacji.