Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Sprzedaż detaliczna towarów tąpnęła we wrześniu realnie (czyli licząc przy założeniu, że ceny się nie zmieniają) o 3 proc. rok do roku, najbardziej od lipca 2023 r., po zwyżce o 2,6 proc. w sierpniu. To wynik zdecydowanie poniżej prognoz wszystkich ekonomistów, nawet tych najbardziej pesymistycznych. Niespodzianka – jak zauważyli analitycy z mBanku - okazała się największa od co najmniej 2015 r. A jej negatywny wydźwięk spotęgowało to, że wyniki sprzedaży detalicznej rozczarowały już siódmy miesiąc z rzędu.
Na domiar złego, w stosunku do sierpnia sprzedaż detaliczna – po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych - załamała się o 6,7 proc. Głębszy spadek Główny Urząd Statystyczny poprzednio odnotował w kwietniu 2021 r., gdy obowiązywały ograniczenia w handlu związane z pandemią COVID-19. W normalnych czasach takie wahania sprzedaży nie występują.
Wtorkowe dane wywołały silne emocje, co łatwo zrozumieć. Wobec słabej koniunktury w Europie Zachodniej i wyhamowania inwestycji współfinansowanych z funduszy unijnych, to popyt konsumpcyjny był w ostatnim czasie kołem zamachowym polskiej gospodarki. Na pierwszy rzut oka i ono się właśnie zacięło. Rzeczywistość nie jest jednak tak ponura.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Echa przedwyborczego cudu na Orlenie
W interpretacji nadzwyczajnych wahań sprzedaży w ujęciu miesiąc do miesiąca warto zachować ostrożność. Oczyszczanie wyników handlu z czynników sezonowych to zawodna procedura statystyczna. Szczególnie po kilku latach rozchwiania gospodarki, które zaburzyło sezonowe wzorce, i w kontekście powodzi, która utrudniła statystykom gromadzenie danych. Z kolei spadek sprzedaży w ujęciu rok do roku w pewnym stopniu jest zrozumiały – i przejściowy.
Po pierwsze, rok temu doszło do "cudu na Orlenie". Tuż przed wyborami parlamentarnymi ceny paliw zmalały, co podbiło sprzedaż na stacjach benzynowych. To wykreowało wysoką bazę odniesienia. A w tym roku, zgodnie z sezonowym wzorcem, sprzedaż paliw po wakacjach zmalała.
Do tego doszedł efekt kalendarzowy: tegoroczny wrzesień miał tylko cztery soboty, a zeszłoroczny pięć. Sobota to zaś dzień największej aktywności w dużych sklepach – a tylko te są objęte statystyką sprzedaży detalicznej. Ekonomiści z banku PKO BP szacują, że gdyby nie te dwa zaburzenia, sprzedaż we wrześniu zdołałaby lekko wzrosnąć rok do roku.
To nie oznacza, że w gospodarce nie dzieje się nic niepokojącego. W końcu w poprzednich miesiącach wyniki handlu detalicznego też rozczarowywały. Nawet pomijając wrzesień, wzrost sprzedaży w III kwartale wyniósłby 3,5 proc. rok do roku po 4,5 proc. w II kwartale i 5,1 proc. w I kwartale (faktycznie wyniósł zaledwie 1,3 proc.). Dlatego już na początku sierpnia pisaliśmy w money.pl, że konsumpcja rośnie wolniej, niż wcześniej oczekiwali ekonomiści.
Okoliczności sprzyjają oszczędzaniu
Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze, hamuje wzrost płac. W III kwartale przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw (to firmy zatrudniające co najmniej 10 osób) rosło w tempie 10,7 proc. rok do roku, najwolniej od IV kwartału 2021 r. Równocześnie pogłębia się spadek zatrudnienia i przyspiesza inflacja. W rezultacie realny fundusz płac w sektorze przedsiębiorstw – czyli, w uproszczeniu, siła nabywcza ogółu zatrudnionych w tym sektorze – zwiększył się tylko 5,5 proc. rok do roku. To wciąż dobry wynik na tle historycznym, ale wyraźnie słabszy niż w poprzednich kwartałach, gdy fundusz płac rósł realnie w tempie 8-9 proc. rok do roku.
Taka sytuacja na rynku pracy znalazła już odbicie w nastrojach konsumentów. Obliczany przez GUS Bieżący Wskaźnik Ufności Konsumenckiej, który odzwierciedla oceny i oczekiwania gospodarstw domowych dotyczące ich sytuacji finansowej oraz stanu gospodarki, a także ich skłonność do dokonywania ważnych zakupów, we wrześniu nieco wprawdzie wzrósł, ale i tak pozostał niżej niż przed wakacjami. W III kwartale wynosił średnio -14,6 pkt., najmniej od IV kwartału 2023 r.
Słabnące wyniki handlu detalicznego to również skutek mniejszego ruchu na rynku nieruchomości po tym, jak skończył się program "Bezpieczny kredyt 2 proc.". Sytuacja na tym rynku przekłada się wprost na popyt na niektóre towary trwałego użytku, takie jak meble i sprzęt RTV oraz AGD. Do tego stopy procentowe pozostają wysokie, nawet w ujęciu realnym (po korekcie o inflację), co zachęca gospodarstwa domowe do odbudowy oszczędności. Wystarczy spojrzeć na rekordowe w tym roku zainteresowanie detalicznymi obligacjami skarbowymi.
Nawyki konsumentów zmieniają się wraz z dochodami
W tle działają też siły o trwalszym charakterze. Przede wszystkim, coraz wyraźniej kurczy się populacja Polski. Według szacunków GUS w I półroczu liczba ludności stopniała o 73 tys. osób, i to pomimo dodatniego (choć minimalnie) salda migracji. To nie jest wprawdzie duży spadek (0,2 proc.), ale warto pamiętać, że wzrost populacji Polski w wyniku fali uchodźców, która napłynęła do Polski po ataku Rosji na Ukrainę, mocno zwiększył poziom sprzedaży wielu towarów, szczególnie tych pierwszej potrzeby. Teraz wciąż z tej górki schodzimy.
Co może najważniejsze, sprzedaż towarów coraz słabiej odzwierciedla popyt konsumpcyjny w Polsce. Wynika to z tego, że zainteresowanie konsumentów przesuwa się z towarów ku usługom. To zjawisko charakterystyczne dla bogacących się społeczeństw, ale u nas spotęgowane zmianami demograficznymi. Wyjątkowo szybkie starzenie się ludności sprawia, że rośnie popyt na usługi opiekuńcze.
Tendencje te mają swoje odbicie po stronie produkcji. Podczas gdy przemysł, szczególnie sektor produkcji dóbr trwałego użytku, powoli się zwija, sektor usług jest w rozkwicie. Przykładowo, w lipcu (to ostatnie dostępne dane), podaż usług w Polsce zwiększyła się realnie (w cenach stałych) o ponad 8 proc. rok do roku, podczas gdy produkcja sprzedana przemysłu o 2,2 proc.
Nie dziwi więc, że wśród firm z sektora usługowego panują szampańskie nastroje. Przykładowo, jak wynika z opublikowanego w poniedziałek "Szybkiego monitoringu NBP", wśród firm świadczących usługi konsumenckie odsetek tych, które prognozują wzrost popytu w horyzoncie roku, przewyższa odsetek tych, które oczekują spadku popytu, o 10 pkt proc. Większy optymizm panuje tylko wśród firm budowlanych i produkujących dobra zaopatrzeniowe.
To wszystko sprawia, że szeroko rozumiana konsumpcja, która obejmuje nie tylko towary, ale też usługi, i nie tylko duże, ale też małe punkty handlowe, prawdopodobnie wciąż kwitnie. Być może w porównaniu do pierwszego półrocza, gdy tak mierzone spożycie w sektorze gospodarstw domowych rosło w tempie przewyższającym 4,5 proc. rok do roku, w III kwartale doszło do spowolnienia, ale z pewnością nie do załamania.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl