Polska Grupa Górnicza (PGG) zmaga się z problemem nadmiaru węgla przeznaczonego dla sektora energetycznego. Firma zwróciła się do klientów z prośbą o dokładne określenie zapotrzebowania na surowiec.
Prezes PGG Leszek Pietraszek tłumaczy, że procesy inwestycyjne w branży górniczej są nie tylko kosztowne, ale i długotrwałe. Dlatego też precyzyjna informacja o przyszłym zapotrzebowaniu na węgiel jest niezbędna do podejmowania strategicznych decyzji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Nie może być tak jak dziś, kiedy energetyka z takich czy innych powodów nie odbiera ze spółek górniczych wydobytego i zakontraktowanego węgla, bo to oznacza, że żadna z tych spółek nie jest w stanie zaprojektować swojego wydobycia, a więc również swoich przychodów - mówi Bogusław Ziętek, przewodniczący związku zawodowego Sierpień 80, cytowany przez wnp.pl.
Chętnych na polski węgiel brak, zalega na hałdach
Branża górnicza alarmuje w sprawie polskiego węgla nie po raz pierwszy. Od dawna sygnalizuje trudności ze zbyciem węgla energetycznego, zwłaszcza miałów.
Na taki węgiel nie ma odpowiedniej liczby chętnych - kontrahenci nie chcą podpisywać nowych umów, a państwowe koncerny energetyczne nie odbierają już zakontraktowanego surowca. Sytuację pogorszył import 20 milionów ton węgla, co doprowadziło do nadmiaru surowca na zwałowiskach.
Związkowcy z górniczej "Solidarności" w marcu napisali list do minister przemysłu Marzeny Czarneckiej. Podkreślili w nim, że brak odbioru zakontraktowanego węgla z kopalń przez państwowe koncerny energetyczne oraz brak nowych kontraktów na wydobyty surowiec doprowadził branżę do skrajnie trudnej sytuacji.
Zwrócili się do minister Czarneckiej o podjęcie natychmiastowych działań, które umożliwiłyby sprzedaż węgla zalegającego na kopalnianych zwałowiskach do polskich elektrowni, elektrociepłowni i do ciepłownictwa.
Związkowcy przypomnieli, że gdy niedawno w Polsce zaczynało brakować węgla, rząd sprowadził do kraju znaczne ilości surowca, pomijając kontrolę jakości importowanego węgla.
Kopalnia do likwidacji. Jest decyzja ministerstwa
Nie chcą polskiego węgla
Gdy górnicy wiosną alarmowali o piętrzących się zapasach surowca, Janusz Steinhoff, minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka i ekspert rynku energetycznego, w rozmowie z money.pl przyznał, że problemami sektora zaskoczony nie jest.
Górnictwem zajmowałem się co najmniej kilkanaście lat i takiego bałaganu, z jakim mamy do czynienia od dekady, nie mieliśmy w Polsce nigdy - stwierdził.
- Średnia wydajność pracy w polskich kopalniach jest dziesięć razy niższa niż w amerykańskich kopalniach głębinowych i 50 razy niższa niż w kopalniach odkrywkowych. Tu dochodzimy do sedna problemu. Zwały węgla w Polsce sięgają już 4 mln ton - wskazywał.
- Kontrakty pomiędzy górnictwem a energetyką i ciepłownictwem są dla tych dwóch sektorów niekorzystne. Matematyki nie da się oszukać. Koszt węgla z importu to średnio 120 euro za tonę, koszt wydobycia to 215 euro. Udział płac w cenie polskiego węgla to aż 60 proc. - wyliczał były minister.
Problem także z węglem opałowym?
Mimo nadmiaru węgla energetycznego Polska Izba Gospodarcza Sprzedawców Węgla ostrzega przed możliwym niedoborem węgla opałowego dla gospodarstw domowych.
- Wiele osób, które ogrzewa domy węglem, sądzi, że surowca jest dużo, zdążą więc go kupić, bo mają czas. To błędne założenie - mówił nam w maju Łukasz Horbacz, szef Polskiej Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla.
Wyjaśniał, że zgromadzony na zwałach węgiel to głównie miały przeznaczone dla ciepłownictwa i energetyki, które nie nadają się do użytku w domowych instalacjach grzewczych.
- W sytuacji, gdy na rynku mamy namiar węglowych miałów, wydobycie krajowa spada, efektem będzie mniejsza ilość węgla opałowego - ostrzegał Horbacz.