Na początku 2020 roku cały świat z przerażeniem patrzył na wieści z Azji. To tam rozpoczęła się wielka pandemia, która kosztowała już życie 1,5 mln osób.
Dziś jednak na Azję świat patrzy raczej z nadzieją niż ze strachem. Bo sytuacja w zachodniej części kontynentu wydaje się opanowana - zupełnie inaczej niż w Europie czy USA.
Na przykład w Chinach. Od połowy kwietnia liczba nowych zakażeń właściwie nie przekracza kilkudziesięciu dziennie. Łącznie w Chinach zanotowano 86 tys. przypadków i ok. 4,6 tys. zgonów od 11 lutego. To nieporównywanie mniej niż w Polsce - nad Wisłą przekroczyliśmy milion potwierdzonych przypadków, a liczba zgonów zbliża się do 20 tys. W Chinach tymczasem mieszka 1,4 miliarda osób, w Polsce - 38 milionów.
Nie tylko w Państwie Środka sytuacja dosyć szybko się ustabilizowała - również w Korei Płd., Singapurze, Tajlandii czy Wietnamie. Nieco gorzej jest w Japonii - ale i tak zdecydowanie lepiej niż w większości krajów Zachodu.
Czemu w większości krajów zachodniej Azji już wiosną udało się zminimalizować liczbę nowych zakażeń i zgonów? Artur Racicki, polski przedsiębiorca przebywający w Korei Płd., tłumaczy to przede wszystkim szybką reakcją na kryzys i zdyscyplinowanym społeczeństwem.
Kultura noszenia maseczek
"Tu chodzi o mindo" - stwierdził natomiast japoński minister finansów Taro Aso. Mindo to japońskie słowo oznaczające ludzi z wysokim standardem intelektualnym i etycznym. Wypowiedź ministra wzbudziła kontrowersje w Japonii, niektórzy uznali ją za szowinistyczną. Aso musiał się tłumaczyć.
I wyjaśniał, że Japończycy przestrzegają w czasach epidemii wszystkich zasad higieny - choć nie przewidziano tam kar na przykład za brak dezynfekcji rąk.
Jak mówił Racicki, podobne podejście można zaobserwować w Korei. Tam akurat kary za brak maseczek są wysokie, sięgają 100 dolarów. Jednak policja właściwie nie ma kogo karać, bo maseczki nosi właściwie każdy.
Wielu zachodnich ekspertów wskazuje też, że Azja jest przyzwyczajona do postępowania w sytuacji epidemicznej. Maseczki stały się na przykład standardem już w 2003 roku, podczas epidemii SARS. Dla Europejczyków tymczasem maseczki były czymś zupełnie nowym - i wielu trudno było się do tego przyzwyczaić.
Obywatele pod nadzorem?
Na Zachodzie nie każdy jednak zgadza się z tym, że to kultura pozwoliła mieszkańcom Azji szybko opanować epidemię. Zachodnie media, na przykład "El Pais", sugerują, że państwom Azji pomógł "cyfrowy nadzór" nad obywatelami. Systemy monitorowania obywateli są szeroko rozpowszechnione chociażby w Chinach.
"W Europie coś takiego jednak trudno sobie wyobrazić" - zauważa hiszpańska gazeta. Dodaje jednak, że w tym regionie świata są kraje zupełnie demokratyczne, jak Japonia czy Korea Płd.
Według "El Pais", tam pomogło to, że kontrolą i monitoringiem osób zakażonych i tych z podejrzeniem zakażenia zajmowali się przede wszystkim funkcjonariusze policji, a nie odpowiedniki sanepidów jak w Europie.
Inne zachodnie media, jak na przykład "Wall Street Journal" zauważają, że władze azjatyckich krajów zdecydowanie lepiej wychwytywały chorych na COVID-19 - i potrafiły ich izolować.
Azjatom udaje się lepiej namierzać chorych przez specjalne aplikacje. Te były opracowane również przez europejskie rządy, jednak nie cieszyły się specjalną popularnością. I tak w Korei Płd. 80 proc. przypadków COVID-19 wykryto poprzez śledzenie, z kim kontaktowały się wcześniej zdiagnozowane osoby.
Azji pomogło też zamknięcie granic. W wakacje przekraczanie granic zachodnich krajów tego kontynentu było bardzo trudne - zwłaszcza w celach turystycznych. Do dziś zresztą wiele krajów na pozamykane granice. Europa poszła tymczasem inną drogą - z obawy o kondycję branży turystycznej ograniczenia starano się znosić jak najszybciej.
Eksperci wskazują też, że walce z pandemią pomaga zaufanie obywateli do władz. A kraje z wysokim poziomem takiego zaufania są znacznie skuteczniejsze w walce z COVID-19. - Z pandemią dobrze radzą sobie też Australia czy Nowa Zelandia, a w Europie - Finlandia. Wszędzie tam widzieliśmy zdecydowane ruchy władz, szybko wprowadzane przepisy, ale ważne, a może i najważniejsze, było po prostu zaufanie obywateli do rządzących - mówi money.pl prof. Tomasz Wąsik, wirusolog ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.