"W szpitalu odnotowano niepokojącą ilość zarażeń SARS-CoV-2 (…). Ustalono, że główną przyczyną transmisji wirusa między pracownikami w szpitalu są wzmożone kontakty zewnętrzne (m.in. imprezy zorganizowane)" – tak zaczyna się pismo dyrektora jednego ze szpitali do personelu. Do jego treści dotarła "Rzeczpospolita".
Dalej dyrektor wprost pisze, że wobec osób, których "lekkomyślne zachowanie" doprowadziło do powstanie ognisk zakażeń, podjęte zostaną działania dyscyplinarne, których podstaw szukać można w przepisach karnych. Ponadto osoby świadczące prace w oparciu o umowy cywilne nie otrzymają wynagrodzenia za czas przebywania w kwarantannie/izolacji.
Dr Tomasz Imiela z Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie przyznał, że tego rodzaju groźby w stosunku do lekarzy werbalizowane są coraz częściej. Jego zdaniem to bardzo nieuczciwe postawienie sprawy, gdyż za transmisje w szpitalach odpowiedzialny jest przede wszystkim brak wystarczającej ilości sprzętu ochronnego oraz fakt, że wobec problemu niewystarczającej liczby medyków, cofnięto im zakaz świadczenia pracy w więcej niż jednym miejscu.
Mecenas Aleksandra Powierża uspokaja pracowników służby zdrowia, że takie groźby są bezprawne, a wypłata świadczeń za czas pozostawania na kwarantannie czy w izolacji regulowana jest w innych ustawach – również w przypadku osób na umowach cywilnych. W rozmowie z "Rz" zauważyła ponadto, że pracodawca nie prawa ingerować w to, co pracownik robi w wolnym czasie.