- Nie zarabiam absolutnie nic, tylko płacę. Tak jest od listopada. Gdyby nie grupa przyjaciół, już pewnie miałbym komornika na karku - mówi Marek Niedośpiał, właściciel dopiero co odrestaurowanego hotelu "Stare Orle Gniazdo" w Szczyrku.
Oprócz wysokich kosztów utrzymania obiektu zimą, jak ogrzewanie, prąd itd., nasz rozmówca spłaca kredyt - 20 tys. zł miesięcznie.
- Zainwestowałem, by w hotelu zamontować windy i dostosować go do obecnych potrzeb i wymagań klientów. Niestety, kiedy otworzyłem drzwi i wszystko pachniało jeszcze farbą, pojawił się koronawirus. Wiosnę jeszcze jakoś przetrwałem. Miałem jakieś rezerwy, teraz nie mam nic - dodaje przedsiębiorca.
Od marca on i cała branża hotelarsko-gastronomiczna walczy o przetrwanie. Kolejne tarcze antykryzysowe są jak kroplówka podtrzymująca życie, ale nie wszystkim udało się przetrwać do zimy. Niestety druga fala i obostrzenia rządowe między 28 grudnia a 17 stycznia to dla wielu przysłowiowy gwoźdź do trumny.
Rekompensaty nie wyrównają utraconych zysków, ale pomagają przetrwać. Jednak niektórzy - tak jak Marek Niedośpiał - nie mogą liczyć nawet na to.
Zapomniane firmy
Hotelarze oraz właściciele restauracji i pensjonatów nie mogą zrozumieć, dlaczego w najnowszej wersji tarczy nie uwzględniono wsparcia dla jednoosobowych podmiotów z branży z PKD 55.10, 55.20. Skrót PKD to Polska Klasyfikacja Działalności, która opisuje rodzaj działalności gospodarczej. Wymienione numery dotyczą właśnie miejsc noclegowych. Z tej formy wsparcia nie mogą jednak skorzystać taksówkarze, pralnie, przewodnicy czy dostawcy chemii hotelowej.
- Te zapomniane firmy żyją z ruchu turystycznego, a traktuje się je po macoszemu. Rząd zapomina, że to system naczyń połączonych. Plajta jednego z ogniw tego łańcucha to problemy z płatnościami dla innych - mówi Tymoteusz Mróz, przedsiębiorca i prezes Lokalnej Organizacji Turystycznej Made in Zakopane.
Koronawirus. Niemcy: tragiczny rekord COVID-19
W Zakopanem zdecydowana większość przedsiębiorców oferujących miejsca noclegowe ma - według Mroza - w PKD te właśnie nieszczęsne obecnie 55.10, 55.20.
- To oznacza, że żadnego wsparcia nie dostaną. Często te firmy zakładane są jako dodatkowe źródło utrzymania dla ludzi pracujących w branży w innych rolach. Zatem nie ma wypłaty, nie ma wsparcia, nie ma zarobku, są tylko koszty - mówi Tymoteusz Mróz, który również jest w tej grupie ze swoim pensjonatem.
Przedsiębiorca nie zgadza się z opiniami o zbyt krótkiej "kołderce budżetowej", która może tłumaczyć zbyt skromną pomoc i ograniczanie jej zakresu.
- Teoretycznie można zrozumieć, że pieniędzy dla wszystkich potrzebujących nie wystarczy. Problem tylko w tym, że my staliśmy się potrzebującymi za sprawą rządowych decyzji. Trzeba było wcześniej myśleć o tym, że środków na dalszą pomoc już nie ma. Pozwolić nam pracować, wtedy niczego byśmy nie oczekiwali - mówi Mróz.
"Polityków to nie obchodzi"
Według Szczyrkowskiej Izby Gospodarczej (SIG), ponad 70 proc. miejsc noclegowych w Szczyrku oferowanych jest przez przedsiębiorców z PKD 55.10, 55.20.
- To małe rodzinne interesy. Ci ludzie zostaną bez żadnych środków do życia. W większości mają duże kredyty do spłaty, wydane na modernizację i rozbudowę, a przy drugiej fali banki już nie chcą słyszeć o zawieszeniu spłat. Ci ludzie są ugotowani i pozostawieni samym sobie - mówi Mirosław Bator, prezes SIG.
Jak podkreśla, pisze w tej sprawie regularnie do premiera, rządu i ministerstw. Zaprasza do Szczyrku posłów, senatorów. Słowem szuka ratunku, gdzie może, by uwzględnić opisywane numery PKD w rządowej pomocy.
- Nic to nie dało. Szkoda, bo rząd ma instrumenty, by rozmawiać z bankami o karencji czy odłożeniu spłat kredytów. Efekt tego jest taki, że pomoc kierowana jest do mniejszości. Czasami myślę, że zrobiono to celowo, bo przecież podmiotów z szeroko rozumianej turystyki jest na południu Polski ponad 330 tys. Rząd po prostu nie ma środków, by ratować wszystkich - mówi rozżalony Bator.
"Modlę się"
"Stare Orle Gniazdo" musi jednak przetrwać. Marek Niedośpiał przyjechał do Szczyrku 20 lat temu i chce tu zostać już na zawsze. Lubi swoich gości, turystykę, góry. Rozumie ten biznes. Nie rozumie jednak, jak można zostawić przedsiębiorców bez informacji o planach rządu.
- Wiemy, że do 17 stycznia nas nie ma. Ale co się stanie 18 stycznia? Tego nie wie nikt, a tak nie może być. Jak ja mam planować biznes, jak nie wiem tak podstawowych rzeczy. Codziennie towarzyszy mi strach, że ziszczą się plotki i otworzą nas dopiero na Wielkanoc - mówi Niedośpiał.
W Szczyrku, gdzie przy zimowym sezonie pracę znajduje według SIG 18 tys. ludzi, okres od świąt do końca ferii to żniwa, które pozwalają żyć przez cały rok. Jak więc żyć ze świadomością, że z dużym prawdopodobieństwem w tym roku nic z tego nie będzie?
- Ta klęska, która nas spotkała, wytłucze wielu z tego biznesu. A co ze mną? Blisko mam Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku. Modlę się - podsumowuje Marek Niedośpiał.
Z pytaniami dotyczącymi branży hotelarskiej zwróciliśmy się do resortu rozwoju, ale do czasu opublikowania tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.