Druga fala pandemii doprowadziła do sytuacji, w której rząd zdecydował o zamknięciu szkół i odwołaniu stacjonarnych lekcji. W zamian uczniowie mają realizować obowiązek szkolny poprzez naukę zdalną.
Jak pisze "Rzeczpospolita", zamknięcie szkół to jednak tylko pozornie bezkosztowa forma tłumienia epidemii. Cenę, jaką zapłacimy za to rozwiązanie, przyjdzie nam zapłacić dopiero po czasie.
"Wiosną zamknięcie szkół było strategią przezorną i w Europie powszechną. Badania naukowe z ostatnich miesięcy pokazują jednak, że ryzyko zdrowotne związane z działaniem szkół jest mniejsze, niż wówczas zakładano, a koszty społeczne, edukacyjne i gospodarcze długotrwałego przerwania nauki w szkole – znacznie większe" – pisze na łamach "Rzeczpospolitej" grupa 25 naukowców.
Według badań przeprowadzonych w Niemczech uczniowie w trybie zdalnym poświęcają na naukę około 3,5 godziny dziennie. To o połowę mniej niż w tradycyjnej szkole.
Jak czytamy w dzienniku, ten utracony czas nauki będzie miał istotny wpływ na dochody w ich dorosłym życiu. Świadomość tych kosztów sprawiła, że teraz tylko co trzeci kraj UE zamknął szkoły.
- Jestem zwolennikiem uruchomienia szkół, zwłaszcza z klas 1-3 już w grudniu. W drugą stronę jak to było zamykane, ci najmłodsi są mało winni. Galerie handlowe i sklepy są do rozważenia, decyduje o tym wiele czynników. Głównie chodzi o ograniczanie kontaktów międzyludzkich i dużych skupisk - mówił w programie "Newsroom" prof. Andrzej Horban, doradca premiera ds. epidemii..
Podczas gdy zamknięcie centrów handlowych czy konkretnych gałęzi gospodarki jest wymierny i dość łatwy do oszacowania, w przypadku zamknięcia szkół możemy mówić o ukrytych kosztach pandemii.