Krzysztof Janoś: Kowalski czytając doniesienia ze Śląska, może mieć pewien problem. Z jednej strony ciągle słyszy o hałdach zalegającego węgla, który z rynku wypiera nawet ten sprowadzany statkami z odległych krajów. Z drugiej strony dowiaduje się, że górnicy mimo zagrożenia ciągle pracują w polskich kopalniach. Jak mu to wytłumaczyć?
Tomasz Cudny, prezes Tauron Wydobycie: Przed pandemią zapotrzebowanie na węgiel było trzy razy większe niż teraz. Dotyczy to całej Europy i Polski, nasze bloki energetyczne w Tauronie również nie potrzebują teraz tyle surowca. Dlatego produkujemy mniej. Zgodnie z porozumieniem ze związkami zawodowymi środa, podobnie jak sobota i niedziela, jest u nas dniem wolnym od pracy.
Tarcza antykryzysowa pozwala nam przy ograniczeniu czasu pracy nieco załagodzić straty z tego wynikające. Na mniejsze zapotrzebowanie na energię i, co się z tym wiąże, na węgiel nie mamy wpływu. Musimy jednak utrzymać wydobycie, bo warunki geologiczne sprawiają, że bez pracy na ścianach wyrobisko się zasklepia i nie będzie dokąd wracać.
Zobacz także: Afera maseczkowa. Wiceminister mówi o szczegółach transakcji
Pracujecie o 20 proc. mniej. Zarobki też ograniczono w takim stopniu. Czy dotyczy to górników, czy wszystkich pracowników Tauron Wydobycie?
Niższe o 20 proc. wynagrodzenie dotyczy wszystkich, również osób pracujących na umowach zlecenie, ale też i zarządu. Porozumienie, co nas cieszy, spotkało się z dużym zrozumieniem wśród załogi. Ludzie wiedzą, że jedziemy na tym samym wózku.
Wózku, który jest mocno rozbujany. Unijne regulacje sprawiają, że węgiel przestaje być atrakcyjnym paliwem energetycznym z czysto biznesowego punktu widzenia. Załatwiły to opłaty za emisję CO2. Już samo to oznacza mniejszy popyt, a teraz jeszcze dodatkowo ograniczony z powodu koronawirusa. Jak to wpływa na wysokość hałdy Tauron Wydobycie?
W zeszłym roku w sezonie letnim, kiedy zapotrzebowanie się zmniejsza, bo kończy się produkcja ciepła, mieliśmy na hałdach ok. 100 tys. ton węgla. To odpowiednia ilość do zarządzania sprzedażą nawet latem.
Dziś poprzez wstrzymane zamówienia zaczynamy z poziomu 400 tys. ton. Jednak nawet uzbrojony w tę wiedzę, nie mogę natychmiast radykalnie ograniczyć wydobycia. Decyduje o tym technologia i potrzeba utrzymania zatrudnienia. Zastosowanym rozwiązaniem jest ograniczenie wydobycia do czterech dni w tygodniu. Liczymy na to, że jak pandemia się skończy, rynek się odmrozi i wrócimy do normalności.
A teraz jak szybko ta hałda przyrasta?
W ciągu doby wydobywamy ok. 20 - 25 tys. ton. Przez wolne środy w skali miesiąca ograniczyliśmy wydobycie już o 100 tys. ton. Zatem teraz to wydobycie mamy na poziomie od 320 do 400 tys. ton. Po obniżeniu miesięcznego wydobycia sprzedajemy ok. 80 - 90 proc. produkcji.
Śląsk jawi się teraz jako epicentrum koronawirusa w Polsce. Najwięcej zakażeń jest wśród górników. Każdy się stara zabezpieczać przed tym swoich ludzi. U Pana odnotowano jeden przypadek zakażenia w kopalniach i zakładach. Szczęście czy procedury?
Po pierwsze, mocno rygorystyczne procedury, które wprowadziliśmy przy współpracy z załogą. Zdecydowało rzeczowe i konkretne podejście, ale też i szczęście było potrzebne, bo pracuje u nas 6,7 tys osób.
Cieszę się, że nasze kierownictwo nie lekceważy żadnego przypadku. Podam przykład. Zadzwonił pracownik, informując, że żona miała kontakt z zakażonym i od razu został wysłany na zwolnienie i zobowiązany do kontaktu z sanepidem.
Sytuacja może się jednak zmienić bardzo szybko. Ludzie spotykają się na powierzchni, nie wszyscy już poza pracą stosują się do obostrzeń. Poza tym w kopalniach pojawiają się firmy zewnętrzne realizujące różnego rodzaju prace.
Tego się boimy. Niekontrolowany napływ pracowników z kopalń PGG np. może być niebezpieczny. Firmy wykonujące zlecenia dla nich, przez wstrzymane wydobycie, mają teraz mniej roboty i kierują tych ludzi do zakładów, które - jak u nas - ciągle funkcjonują. To nie jest żaden afront i chciałbym, żeby to wybrzmiało, ale musieliśmy się chronić.
Dlatego wprowadziliśmy zasadę, że dyrektorzy mają analizować historię pracy każdego podwykonawcy, by ustrzec się kontaktu z ludźmi z największych skupisk zakażeń. Rygorystycznym wymogiem jest, aby każdy, kto rozpoczyna pracę w Tauron Wydobycie, legitymował się aktualnym, negatywnym wynikiem testu na obecność koronawirusa.
Może jednak lepiej nie ryzykować i na jakiś czas po prostu wstrzymać wydobycie? Epidemiolodzy mówią, że trudno w takich warunkach zachować potrzebne wymogi. Ciasne windy, szatnie, korytarze, utrudniona wentylacja...
Nie zgadzam się z tą retoryką. Takie miejsca pracy są wszędzie. Jak dobrze się to wszystko zorganizuje i doda do tego zdrowy rozsądek, można ustrzec się zakażeń. Zmiany nie mogą się krzyżować, dlatego dajemy pracownikom więcej czasu na przemieszczanie się, praca biurowa jest zdalna, minimalizujemy możliwość skupiania się ludzi. Nie ma narad, spotkań i konsultacji na żywo. Pobieranie ubrań, sprzętu też tak zorganizowaliśmy, aby pracownicy się nie grupowali, a zmiany nie krzyżowały.
Wszystkich zagrożeń nie da się wyeliminować, ale można zrobić wszystko, by to, co możliwe, zostało zrobione. Dlatego od marca postawiliśmy na nasze procedury, dezynfekcje i maseczki.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie