Mapka opracowana przez niemiecki rządowy urząd do spraw zarządzania kryzysowego przedstawiająca sytuację w Niemczech na tle Europy zdobyła wielką popularności w internecie, nie tylko polskim. Niemcy publikują ją często w sieci, dodając "dziękujemy, Angela". A mieszkańcy innych krajów, tym Polski, dodają mocno krytyczne komentarze dotyczące ich rządów.
Co przedstawia mapka? Opublikowane 13 października dane pokazują 7-dniową liczbę zakażeń na 100 tys. mieszkańców w poszczególnych regionach różnych krajów. I faktycznie - duże europejskie kraje świecą się na czerwono. W Niemczech w tym kolorze są natomiast głównie duże aglomeracje, jak Berlin. A niemiecka stolica akurat nie radzi sobie najlepiej z pandemią.
Mapa jednak nieco wprowadza w błąd - na przykład w Polsce dane dotyczą województw. W Niemczech natomiast brano pod uwagę Landkreisy, czyli odpowiedniki naszych powiatów.
Jaka więc naprawdę prezentuje się sytuacja w Niemczech? I czy naprawdę cała Europa powinna patrzeć i się uczyć?
Koronawirus w Niemczech. Mniej przypadków niż w Polsce
Patrząc na liczbę nowych przypadków za Odrą, można szybko zauważyć, że Niemcy również borykają się z drugą falą - i nowych zakażeń jest zdecydowanie więcej niż wiosną. W szczytowym okresie pierwszej fali dziennych nowych przypadków było niemal 6,3 tys. Teraz potrafi ich być niemal osiem tysięcy.
Jednak na tle Europy druga fala w Niemczech jest i tak stosunkowo łagodna. Według danych serwisu Statista liczba tygodniowych zakażeń na 100 tys. mieszkańców wynosi tam 40,9 (stan na 16 października). Dla porównania - w Polsce to 99,8, w Hiszpanii 155,1, we Francji 205,8, w Belgii 878,7, a w Czechach aż 488,4.
Liczba nowych przypadków w Niemczech jest też od kilkunastu dni niemal codziennie niższa niż w Polsce - choć nad Wisłą mieszka 38 mln osób, a w Niemczech - ok. 83 mln.
Porówaliśmy też podobne regiony. Wschodni land Saksonia zamieszkuje nieco ponad 4 mln mieszkańców, a woj. wielkopolskie - niemal 3,5 mln. Niemiecki region ma do tej pory o ok. 5 tys. zakażeń mniej, zdecydowanie mniej jest też zgonów spowodowanych przez COVID-19.
Czemu więc w Niemczech sytuacja jest relatywnie dobra - przynajmniej na tle innych krajów Europy? Nad tym zastanawiają się ostatnio media na całym świecie.
"Muszę przyznać, że mieliśmy dużo szczęścia" - mówił w rozmowie z amerykańskim serwisem Vox Günter Fröschl, profesor z Monachium, który zajmuje się badaniami nad COVID-19.
Jednak z analizy serwisu wynika, że pomogło nie tylko szczęście, ale przede wszystkim szybkie wykrywanie i izolowanie chorych. Niemcy opracowali odpowiedni system już podczas pierwszej fali - i teraz to procentuje.
Jak zauważa Vox, niemieccy politycy wzięli sobie szybko do serca rady szefów WHO i zaczęli testy na wielką skalę. W maju testowano ok. 60 tys. osób na dobę, teraz - nawet 160 tysięcy. W Polsce tymczasem robi się dziennie ok. 45 tys. testów.
Co ciekawe niemieckie media bardzo rzadko piszą o sukcesie rządu. Coraz częściej za to słychać krytykę - i wobec Angeli Merkel, i wobec władz federalnych.
"Politycy wydają się przytłoczeni tą całą sytuacją" - pisze Jens Thurau, komentator Deutsche Welle. I zwraca uwagę, że policja ma problem nawet z rozwiązywaniem imprez ulicznych. A to one, zdaniem wielu ekspertów, są znacznym źródłem nowych zakażeń, zwłaszcza w dużych miastach.
Władze Berlina próbowały walczyć z tym na wiele sposobów, na przykład organizując nocną godzinę policyjną dla barów i restauracji. Tydzień po wprowadzeniu tego rozwiązania uchylił je jednak sąd regionalny.