Już kilka lat temu Szwecja ogłosiła, że chce być krajem możliwie najbardziej "bezgotówkowym". Faktycznie, z czasem ograniczona została liczba miejsc, w których płacić można banknotami.
W przypadku Polski taki scenariusz jeszcze do niedawna wydawał się nierealny, bo choć Polacy lubią płacić kartą (ale też zegarkiem czy telefonem), to jednak większość z nas nie wyobraża sobie tego, by w portfelu nie nosić choćby drobnych.
Tyle tylko, że pandemia w nieplanowany sposób przyspieszyła zwycięstwo karty nad gotówką. Wszyscy pamiętamy, że jednym z pierwszych zaleceń w nowych okolicznościach było ograniczenie płatności gotówką (jako potencjalnego sposobu przenoszenia wirusa) na rzecz płatności kartowych.
Aby jeszcze bardziej zachęcić Polaków do takich płatności, Mastercard i Visa zwiększyły limity płatności bez konieczności podawania PIN-u do 100 zł.
Teraz garść danych: na koniec grudnia 2019 r. w obiegu było 42,9 mln kart płatniczych – to jest o 739 tys. więcej niż we wrześniu 2019 r. (dane NBP). W IV kwartale 2019 r. przy użyciu kart przeprowadzono 1,5 mld transakcji bezgotówkowych, co w porównaniu do poprzedniego stanowiło wzrost o 2 proc. Wartość transakcji bezgotówkowych wyniosła 101,5 mld zł, co stanowi wzrost o 5 proc. w porównaniu do poprzedniego kwartału – wylicza serwis "Wiadomości Handlowe".
Agnieszka Zielińska, dyrektor handlowy w firmie Polcom przyznała w rozmowie z serwisem, że dane rynkowe wyraźnie pokazują, że przyszłość systemu finansowego w Polsce jest bezgotówkowa. Wspomniała, że w utrwalaniu popularności płatności kartą może pomóc unijna dyrektywa PSD2, która znosi możliwość wprowadzania przez placówki handlowe i usługowe dodatkowych opłat za przyjmowanie kart płatniczych czy limitów, powyżej których można płacić kartą.
Ponadto kartą możemy płacić w miejscach, w których jeszcze do niedawna wydawało się to nie do pomyślenia. Pojedyncze kościoły zainstalowały tzw. ofiaromaty.