Te 3 tys. łóżek na oddziałach zakaźnych mamy już teraz. Pełną listę obecnie funkcjonujących oddziałów z lokalizacjami zakaźnych znaleźć można tutaj.
Ministerstwo Zdrowia dopuszcza jednak, że i inne odziały będą przekształcane na te zakaźne. Wszystko oczywiście w zależności od potrzeb i rozwoju wypadków. Jeśli dojdzie do większej liczby zakażeń, ten scenariusz przekształcania będzie realizowany. Kłopot w tym, że nikt teraz nie jest w stanie przewidzieć, co się wydarzy i czy jesteśmy odpowiednio przygotowani.
- Na to pytanie nie da się odpowiedzieć jednoznacznie. Ta epidemia bardzo nas zaskakuje. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć liczby zakażonych w Polsce. Może być bardzo wysoka i wtedy te 3 tys. łóżek może być liczbą zbyt małą, ale może też być ich zdecydowanie mniej - mówi ciesząca się duży autorytetem w dziedzinie leczenia chorób zakaźnych prof. Brygida Knysz, która kieruje Kliniką Chorób Zakaźnych, Chorób Wątroby, Nabytych Niedoborów Odpornościowych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Izolatki
Jak ocenia profesor, nasze standardy postępowania nie odbiegają od średniej europejskiej.
- Jednak w sprawie liczby i organizacji oddziałów zakaźnych, łóżek i izolatek nie chcę się wypowiadać, bo nie reprezentuję naszych władz. Przy obserwacji osób z objawami odpowiadającymi zakażeniu koronawirusem kluczowe jest to, że one powinny przebywać w osobnej sali czyli izolatce - mówi profesor Knysz.
Dopiero kiedy wirus jest potwierdzony, zarażonych koronawirusem można umieścić w sali razem. Nasza rozmówczyni nie ma jednak wiedzy, jak wiele mamy takich sal i jakie są nasze możliwości, jeżeli chodzi o cały system ochrony zdrowia.
Pytamy o to w Ministerstwie Zdrowia. W resorcie nie mogą jednak szybko określić dokładnej liczby. Pozostaje ją szacować. Jak nam przekazano, zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia z 26 marca 2019 r., każdy oddział zakaźny musi mieć co najmniej trzy izolatki.
Nie panikować
Ten we Wrocławiu, na ul. Koszarowej, ma cztery. Z kolei największy szpital tego typu w Polsce, Wojewódzki Szpital Zakaźny w Warszawie, w związku z koronawirusem przygotował 50 miejsc w izolatkach.
Można zatem bezpiecznie przyjąć, że przy 83 oddziałach mamy w Polsce co najmniej 300 takich izolatek. Czy to wystarczy? Tego nie wie nikt. Prof. Knysz zwraca jednak uwagę na coś innego.
- Apeluję, by nie panikować. Większość zakażeń koronawirusem przebiega łagodnie, problemy pojawiają się u starszych i osłabionych pacjentów. Śmiertelność utrzymuje się na poziomie 2-3 proc. - mówi profesor.
Też namawiamy do zachowania spokoju, ale pewne informacje, które przedstawia MZ mogą niepokoić. Mamy oddziały zakaźne, są izolatki, czas pokaże czy w odpowiedniej liczbie, ale brakuje nam sprzętu, którym można bezpiecznie transportować zarażonych.
Izolatory
Podczas czwartkowego posiedzenia Senatu wiceminister zdrowia Waldemar Kraska przekonywał, że wszystko jest pod kontrolą. Uspokajał również, że gdyby te 3 tys. łóżek to było za mało, to "następnym planem byłoby przekształcanie oddziałów internistycznych w oddziały zakaźne".
Jednak mówiąc o sprzęcie, mógł trochę zaniepokoić.
- Wszystkie służby, takie jak ratownictwo medyczne, mają procedury i stroje ochronne na wypadek, gdyby była potrzeba przewiezienia takiego chorego. Posiadamy w Polsce także tzw. izolatory transportowe, mamy ich ok. 40. To wygląda, można powiedzieć, kosmicznie, ale rzeczywiście jest to bardzo skuteczne, bo wtedy pełna izolacja takiego pacjenta występuje - mówił Kraska.
Fakt, kosmiczna tuba z noszami w środku daje pełną izolację, pytanie tylko czy 40 sztuk na wypadek epidemii na blisko czterdziestomilionowy kraj wystarczy.
Na pewno wracający z Włoch nie powinni od razu, jeszcze z nartami na dachu, jechać do szpitala zakaźnego, tak w przypadku turystów, których opiasliśmy w money.pl. Ludzie ci jechali tam mimo braku objawów.
"Fatalna sprawa"
- To fatalna sprawa, bo sprzyja przenoszeniu zakażenia. Może w poczekalni jeden na stu będzie zakażony. Wracający z Włoch muszą się tylko obserwować. Jeśli nic się nie wydarzy, to nie ma potrzeby kontaktować się z jakąkolwiek placówką medyczną - przekonuje prof. Knysz.
Szefowa Katedry Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu ma też swoje zdanie na temat ewentualnej kwarantanny dla wszystkich wracających z Włoch.
- Nie ma takiego zarządzenia i myślę, że nie jest konieczne. Musimy zaufać świadomości tych ludzi, którzy z Włoch wrócili. Oni wiedzą gdzie byli, co się tam teraz dzieje i sami mogą to ocenić. Jeżeli byli blisko dużych skupisk, gdzie pojawiły się zakażenia, mogą myśleć o tym, by pozostać w domu na 14 dni i się obserwować - mówi Brygida Knysz.
Dopiero kiedy pojawi się gorączka, kaszel i duszność, to powinniśmy albo telefonicznie skontaktować się ze stacją sanitarno-epidemiologiczną, albo bezpośrednio zgłosić się do szpitala zakaźnego, na izbę przyjęć tego szpitala.
NFZ prowadzi infolinię pod numerem 800 190 590. Jest ona dostępna przez całą dobę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl