- Już można zaryzykować stwierdzenie, że jeśli w ciągu najbliższych dni spełni się czarny scenariusz, my tych miejsc nie mamy - prognozuje w rozmowie z money.pl Marcin Jędrychowski, który jest dyrektorem jedynego szpitala jednoimiennego w Małopolsce.
- Jeszcze kilkanaście tygodni temu liczba kilkuset łóżek w takim szpitalu, jak nasz, uniwersytecki, wydawała się zapasem bardzo dużym. Sytuacja się diametralnie zmienia, kiedy w tej chwili na terenie szpitala jest już prawie 300 pacjentów hospitalizowanych ze względu na COVID-19 - wylicza Jędrychowski.
- Jeśli weźmiemy pod uwagę ponad 1000 pacjentów, którymi opiekujemy się w izolacji domowej, i bardzo realne prawdopodobieństwo, że około 10 proc. z nich może wymagać leczenia szpitalnego, to do tych 270 zajętych łóżek dojdzie kolejnych 100 pacjentów. Szpital jest w stanie realnie utworzyć maksymalnie 430 łóżek dla pacjentów hospitalizowanych - wyjaśnia.
Sytuacja w województwie jest bardzo trudna. Jak przyznaje szef krakowskiej placówki, chorych przybywa lawinowo. W poniedziałek to właśnie Małopolska miała rekordowo wysoką liczę nowych zachorowań. Badania laboratoryjne potwierdziły bowiem koronawirusa u kolejnych 175 osób. Łączna liczba zakażonych od początku pandemii wynosi tam 4693, z czego 2759 choruje aktywnie.
Wojewoda małopolski Piotr Ćwik w odpowiedzi na tę sytuację poinformował podczas konferencji prasowej, że trwają prace nad wskazaniem drugiego szpitala jednoimiennego w województwie. Mają być już wstępne wytypowane jednostki do przekwalifikowania.
System szpitali jednoimiennych niewydolny?
- Rozwiązania polegające na oparciu opieki nad pacjentami covidowymi wyłącznie o szpital jednoimienny nie jest dobre na tym etapie rozwoju pandemii - przekonuje dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
- Byłoby to rozwiązanie optymalne, gdybyśmy mieli do czynienia z epidemią trwającą miesiąc i jedną dużą falą, po której wrócilibyśmy do normalności. Teraz widzimy, że pandemia przybrała zupełnie inny charakter, z okresowymi wzrostami liczby zachorowań. Tu koncepcja ministerstwa oparta o system szpitali jednoimiennych staje się absolutnie niewydolna - przekonuje.
Jędrychowski uważa, że rozwiązaniem byłoby rozłożenie oddziałów po całym województwie. - Bez wątpienia jest to moment, kiedy w każdym szpitalu, w którym funkcjonuje izba przyjęć i który dysponuje łóżkami, należałoby zabezpieczyć miejsca zarówno do hospitalizacji, jak i przyjęć doraźnych, a szpitale specjalizacyjne zostawić dla tych pacjentów, u których stan zdrowia się pogarsza - zaznacza.
Dyrektor krakowskiego szpitala podkreśla też, że sytuacja jest nadzwyczajna, a przypadki zachorowań rozlały się po całym województwie i występują czasem w najdalszych zakątkach regionu.
- Tak prozaiczna rzecz, jak konsultacja staje się problematyczna. Niezależnie od tego, ile byśmy mieli zespołów transportowych, liczba chorych jest tak duża, że te rozwiązania w kwestii transportów, ale i wymazów, opieki nad pacjentami w izolacji, w jednym szpitalu zlokalizowanym w pewnej części województwa się nie sprawdzi - dodaje.
Czy to oznacza, że system szpitali jednoimiennych się wypalił? Zdaniem dr. Tomasza Dzieciątkowskiego, wirusologa z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, nie. - Przynajmniej do tej pory się sprawdzały - zaznacza w rozmowie z money.pl. - Znany jest mi jednak przekaz, że część lekarzy narzekało, iż w tych warunkach nie może leczyć również innych chorych zakaźnie.
Poprosiliśmy też dr. Dzieciątkowskiego o odniesienie się do kwestii rozproszenia oddziałów, które miałyby zajmować się chorymi z koronawirusem. - Nie wiem, czy jest to dobry pomysł - komentuje lekarz i zaznacza, że takie rozwiązanie potęguje ryzyko rozprzestrzenienia się wirusa.
Ognisko na Śląsku, ale szpitale jednoimienne dają radę
Po poniedziałku, kiedy na czoło wysforowała się Małopolska, we wtorek to Śląsk znów okazał się największym ogniskiem pandemii w Polsce. Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 551 nowych, potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem w całej Polsce. Najwięcej z nich, bo 128 przypadków pochodzi z województwa śląskiego. W Małopolsce we wtorek było 71 nowych zarażonych.
Dokładnie przed tygodniem pytaliśmy wojewodę śląskiego o to, czy w związku z kolejnymi przypadkami zakażeń planowane jest utworzenie kolejnych szpitali jednoimiennych na terenie województwa. Jak poinformował nas zastępca dyrektora Wydziału Zdrowia Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego, nie ma konieczności utworzenia kolejnych jednostek.
Dlaczego więc w Małopolsce sytuacja jest bardziej dramatyczna niż na Śląsku? Ma to choćby związek z liczbą szpitali jednoimiennych. Ten w Krakowie jest jeden na całe województwo, na Śląsku są trzy.
"W województwie śląskim funkcjonują nadal 3 szpitale jednoimienne zakaźne, w których jest łącznie 531 łóżek. Ponadto łóżkami obserwacyjno-zakaźnymi dla pacjentów z COVID-19 w liczbie 188 dysponuje dodatkowo 5 innych szpitali w województwie" - poinformował nas ŚUW.
Dr Tomasz Dzieciątkowski zwraca uwagę na różnicę w specyfice tych ognisk. - Podczas gdy na Śląsku zarażali się głównie górnicy, mężczyźni silni i często zahartowani, którzy chorobę często przechodzili niskoobiawowo, w Małopolsce królowały "koronawesela" - zauważa wirusolog. I podkreśla, że tu wirus miał większe pole do działania nie tylko pod względem różnicy wieku zarażanych, ale też ich przemieszczanie się i możliwej dalszej emisji wirusa.
Trudna sytuacja w kraju
W Polsce od początku epidemii potwierdzono infekcję już u 52 961 osób, spośród których 1821 zmarło. W ostatnich dniach lipca i na początku sierpnia dzienne zachorowania osiągały rekordy. Od poniedziałku zajętych zostało kolejne 56 łóżek szpitalnych i zgodnie z wtorkowym komunikatem obecnie wykorzystanych jest 1985 "łóżek COVID-19". Dodatkowo zajęte są już 74 respiratory, a kwarantanną objętych zostało 105 427 osób.
- Grozi nam zarówno załamanie systemu opieki zdrowotnej nad pacjentami z COVID-19, jak i nad pacjentami w ogóle - przestrzega Marcin Jędrychowski ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. - Musimy mieć świadomość, że mamy do czynienia z bardzo skomplikowaną i nadzwyczajną sytuacją, która dotyka gałęzi od dłuższego czasu pozostawionej z poważnym niedofinansowaniem i brakiem specjalistów. Na te problemy nakłada się epidemia koronawirusa - zaznacza.
Jak dodaje, cały system jest na skraju wytrzymałości. Pojawiające się ogniska koronawirusa, zamykane oddziały szpitali, w których wykryto go również u białego personelu i pogłębiający się brak dostępności do specjalistów pogarszają sytuację. - Jeszcze trudniejsza jest kwestia opieki domowej. Tu mamy sytuację katastrofalną - zaznacza dyrektor Jędrychowski.
Polska i przed pandemią borykała się z brakami kadrowymi i najniższą wśród krajów UE liczbą lekarzy przypadających na obywatela. Na koniec ubiegłego roku, zdaniem Naczelnej Rady Lekarskiej, brakowało w Polsce aż 68 tys. lekarzy, głównie specjalistów.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie