Materiał zawiera liczne wykresy - poczekaj na ich załadowanie. Wykresy uwzględniają dane z godziny 17 w piątek.
Województwo mazowieckie ma ponad 198 tys. wykonanych testów na obecność koronawirusa. Takie dane money.pl przekazała Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Warszawie. Najprawdopodobniej już w piątek wskaźnik liczby przeprowadzonych analiz przebije poziom 200 tys. Z niemal 700 tys. wykonanych w całym kraju.
I właśnie co trzeci wykonany w Polsce test był w tym regionie. I jednocześnie w tym miejscu jest 3,1 tys. zakażonych. Województwo śląskie ma około 60 tys. wykonanych badań i 6,5 tys. zakażonych. Podobną liczbę próbek przeanalizowano w Małopolsce i Wielkopolsce oraz na Dolnym Śląsku. Tu z kolei liczba chorych oscyluje w okolicach 2 tys. na każde województwo.
Zupełnie inna sytuacja jest już za to w województwie lubuskim, gdzie wykryto w marcu pierwszy przypadek zakażenia w Polsce. Tam do testów trafiło niewiele ponad 10 tys. próbek. Efekty? Mniej niż 100 chorych. Na Opolszczyźnie jeszcze mniej. Według ostatnich danych Ministerstwa Zdrowia tamtejsze służby pod lupę wzięły niewiele ponad 6 tys. próbek. I testy pokazały 586 chorych. Województwa podlaskie i podkarpackie to również kilkanaście tysięcy wykonanych testów. Tutaj liczba zakażeń nie przebiła poziomu pół tysiąca.
Jak tłumaczy w rozmowie z money.pl immunolog dr Paweł Grzesiowski liczba wykonanych badań w oczywisty sposób wpływa na zduszenie epidemii. Im więcej, tym lepiej, bo łatwiej złapać osoby roznoszące wirusa. I pod tym względem cała Polska może właśnie zazdrościć mazowieckiemu.
Tam wskaźnik liczby testów wykonanych na każdy milion mieszkańców to 38 tys. W województwie lubuskim i opolskim to od 6 do 10 tys. (na każdy milion mieszkańców). Na Śląsku - w tej chwili najbardziej dotkniętym koronawirusem - wskaźnik wynosi około 15 tys. testów na każdy milion mieszkańców. W ostatnim czasie dynamicznie się zwiększa.
Kto decyduje o liczbie testów?
O liczbie wykonywanych testów decydują - na najniższym szczeblu - sami lekarze. To oni wysyłają na badania, to oni decydują o tym, czy pacjent z podejrzeniem choroby powinien być testowany pod kątem koronawirusa. Oczywiście, liczba testów diametralnie rośnie w tych województwach, w których wykryte były ogniska choroby. Tak jest teraz na Śląsku, tak było na Mazowszu, gdy problemem były domy pomocy społecznej. Najpewniej w najbliższym czasie skok liczby przeprowadzonych badań będzie obserwowany w Wielkopolsce. To tu występuje najnowsze ognisko koronawirusa.
Warto jednak zauważyć, że resort zdrowia nie wskazuje, ile testów dot. jednego województwa trafia ostatecznie do laboratoriów z innego województwa. Taka sytuacja może mieć miejsce - testy ze Śląska w szczytowym momencie jechały do innych województw. Skala przerzucania testów może być różna i trudno ją oszacować.
Jak wynika z informacji money.pl, 10 proc. testów dot. pacjentów z województwa lubuskiego powędrowało do laboratoriów w innych regionach. Wpływ na liczbę wykonanych testów oczywiście ma również liczba mieszkańców (stąd przeliczamy liczbę testów na każdy milion mieszkańców). Jednocześnie warto pamiętać, że Mazowsze nie ma 4-krotnie więcej laboratoriów niż Śląsk (22 na Mazowszu, 11 na Śląsku), a liczba przeprowadzonych badań jest właśnie czterokrotnie większa. Mazowsze jest też tylko o milion osób bardziej zaludnione niż Śląsk.
Nie ma sensu robić testów "na ślepo"
Duża liczba wykonanych na wczesnym etapie epidemii testów pokrywa się z niewielkimi wynikami nowych zakażeń, które widać w województwie mazowieckim. Od ponad miesiąca służby nie wykryły tam powyżej 100 chorych. Co to oznacza? Szerokie badania, które były wykonywane tygodnie temu, wpływają na małą liczbę zachorowań dziś.
Na Śląsku z kolei ostatnio mniej niż 100 zachorowań jednego dnia służby raportowały na początku maja. I tutaj pojawia się jeszcze jedna ważna informacja. W Polsce - nawet z wyłączeniem Śląska - liczba przypadków wciąż nie maleje. Ostatnie kilka dni to wzrosty, które widać na poniższym wykresie.
Jak zwraca uwagę dr Grzesiowski, jednocześnie testowanie "na ślepo", byle wyrobić statystykę, nie ma najmniejszego sensu. Jak wskazuje, zwiększanie liczby badań powinno być istotnie powiązane z analizą ich sensowności. Testy ludzi z ulicy - według eksperta - nie pomogą nikomu. Testy osób, które kontaktowały się z chorymi lub przebywały w ich otoczeniu jak najbardziej.
Jak wskazuje ekspert, pod tym względem procedury pojawiły się dopiero na Śląsku - gdy testowani byli górnicy, ale również ich rodziny oraz osoby, z którymi się kontaktowali. Tomasz Molga w materiale pt. "Koronawirus na Śląsku. Tak ma wyglądać śledztwo w sprawie górniczego ogniska zachorowań" w Wirtualnej Polsce opisywał, że na Śląsk został wysłany specjalny zespół analityków, który miał prowadzić koronawirusowe śledztwa.
Z ostatnich danych resortu zdrowia wynika jednak, że liczba zachorowań na Śląsku nie maleje. W ciągu ostatnich pięciu dni nieustannie przewyższał 200. Pocieszenie? Liczby te nie rosną, utrzymują się na stałym poziomie. Podobnie jest na Mazowszu, choć tutaj liczby chorych są o 10 razy mniejsze. To zwykle kilkanaście, kilkadziesiąt przypadków dziennie.