- Oczywiście będziemy protestować z zachowaniem dystansu, będziemy w maseczkach - opowiada money.pl Marta Szuster, radna gminy Mescherin, która organizuje protest w Rosówku w pobliżu Szczecina. Przyznaje, że nie widzi alternatywy dla protestów, bo jej zdaniem rząd w Warszawie jest głuchy na apele mieszkańców pogranicza.
Protesty mają się odbyć po obu stronach granic. Jakie są postulaty? Mieszkańcy pogranicza chcą, żeby rząd zniósł restrykcje w poruszaniu się między Polską a Niemcami i Czechami. Od połowy kwietnia każdy, kto przekracza granicę, musi odbyć w Polsce na 14-dniową kwarantannę.
To gigantyczny problem dla Polaków, którzy codziennie dojeżdżają do pracy w Niemczech czy Czechach. A szacuje się, że takich osób może być nawet kilkadziesiąt tysięcy. Od kiedy rząd wprowadził nowe obostrzenia, tacy pracownicy stanęli przed wyborem - albo mogli pozostać w Polsce, ale stracić źródło dochodu, albo przenieść się do Niemiec - i stracić kontakt z bliskimi.
Czytaj też: Koronawirus. Polacy pracujący w Niemczech w coraz trudniejszej sytuacji. "Musimy wyjeżdżać z kraju"
Jednak sprawa nie dotyczy wyłącznie takich pracowników. Szacuje się, że przynajmniej kilka tysięcy rodzin mieszka po niemieckiej stronie i dojeżdża do pracy w Polsce. I takie osoby zostały odcięte od swoich zakładów pracy. Sporo polskich rodzin przez rządowe zakazy jest też odseparowanych od swoich bliskich. A zdarza się, że po drugiej stronie granicy mieszkają osoby chore czy niepełnosprawne. Zamknięte granice nie pozwolą też na powrót do szkół wielu uczniom, którzy mieszkają po polskiej stronie, ale kształcą się w Niemczech. A niektóre szkoły w tym kraju wznowią zajęcia już pod koniec kwietnia.
"Można przyjść pospacerować"
Marta Szuster organizuje protest po niemieckiej stronie. Jak mówi, dostała zgodę od lokalnych władz na zorganizowanie protestu powyżej 20 osób. Zaznacza jednak, że trudno powiedzieć, ile osób ostatecznie przyjdzie.
- A jeśli chodzi o protesty po polskiej stronie, to przecież można przyjść i pospacerować w okolicy przejścia granicznego - opowiada. Nie wszyscy jednak będą spacerować. Część osób chce protestować, pozostając w swoich samochodach.
Protesty mają się odbywać na przejściach z Niemcami w województwach zachodniopomorskim oraz lubuskim. Przy przejściach zamierzają się pojawić też mieszkańcy pogranicza polsko-czeskiego.
Wielu ekspertów i polityków od dawna wzywa rząd do zmiany przepisów. Wiceprezydent Szczecina Krzysztof Soska zachęcał premiera, by wprowadził "nowe rozwiązania", które "pozwoliłyby przygranicznym mieszkańcom na zachowanie źródła środków do życia i normalnego funkcjonowania".
Czytaj też: Odmrażanie gospodarki. Rząd zapowiada otwarcie hoteli i pensjonatów. "Majówka jest stracona"
Co na to Mateusz Morawiecki? Zapowiedział, że zobowiąże wojewodów, aby "w trybie pilnym" wypracowali odpowiednie rozwiązania. - Niestety takie zapowiedzi nie robią na nas wrażenia. Czekamy na konkrety, bo nasza sytuacja jest tak naprawdę dramatyczna - słyszymy od dwóch mieszkańców pogranicza, którzy wybierają się na protesty po polskiej stronie.
Do działania wzywa rząd również kandydat na prezydenta Szymon Hołownia. "Nasi sąsiedzi łapią się za głowę. Zarówno Niemcy, Czesi, jak i Słowacy otworzyli swoje granice dla pracowników przygranicznych, bo wiedzą, jak ogromne znaczenie przy obecnym kryzysie ma dziś stabilne zatrudnienie i napędzanie gospodarki. Nasz rząd jest głuchy na prośby obywateli, którzy chcą pracować i móc utrzymać rodziny" - napisał w serwisie społecznościowym i zapewnił, że popiera protesty.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie