89 tys. zgonów w zaledwie tydzień, w zaledwie części krajów Europy. To 12 tys. ofiar każdego dnia. 529 ofiar w ciągu każdej godziny. Osiem umierających osób w ciągu minuty. Jak wynika z danych dot. śmiertelności w Europie, w szczycie pandemii koronawirusa padł rekord ostatnich lat. Rekord liczby zgonów.
Jest i dobra wiadomość. Na przełomie maja i czerwca sytuacja niemal wróciła już do normy. A to oznacza o ponad 35 tys. zgonów mniej w ciągu tygodnia.
To dane EuroMOMO, czyli programu mierzenia śmiertelności w Europie. Jest prowadzony wspólnie przez Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób i WHO. Projekt tworzony jest przez duńskich analityków.
Zobacz także: Fryzjerka mogła zarazić klientów. Wiceminister komentuje
W sumie dane dotyczące śmierci w kolejnych tygodniach roku przekazują 24 kraje. Na liście nie ma Polski. A to sprawia, że wspomniane 89 tys. zgonów w jednym tygodniu to wciąż liczba niepełna - w całej Europie było przecież zdecydowanie gorzej, choć brak danych pokazujących sytuację w całym regionie.
Sama Polska dołożyłaby przecież do tych statystyk przynajmniej 1 tys. ofiar koronawirusa. Do tego oczywiście doszłyby zgony spowodowane innymi przyczynami. Czesi dołożyliby kolejne 300 ofiar, a Niemcy - gdyby raportowali dane z całego kraju - 8 tys. ofiar wirusa.
EuroMOMO podsumowuje sytuację z Austrii, Belgii, Danii, Estonii, Finlandii, Francji, części Niemiec (z Berlina i Hesji), Grecji, Węgier, Irlandii, Włoch, Luksemburga, Malty, Holandii, Norwegii, Portugalii, Hiszpanii, Szwecji, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii (Anglii, Irlandii Północnej i Szkocji oraz Walii).
Warto statystyki z 2020 roku odnieść do innych lat. Zwykle najwyższą śmiertelność można było zaobserwować w styczniu. To oczywiście efekt zimy i grypy. Na to nakładają się dodatkowe czynniki, jak np. smog. W kolejnych miesiącach tygodniowa liczba zgonów zwykle spadała. W tym roku tak się nie stało. Koronawirus zdystansował nawet najsilniejsze ataki grypy z ostatnich lat.
W ostatnich tygodniach liczba zgonów zbliżyła się do poziomów standardowo notowanych w tym okresie. A to oznacza około 40 - 50 tys. zgonów. Jak wynika z danych, w ciągu 10 tygodni tego roku liczba nadmiarowych śmierci (powyżej prognoz) wyniosła niemal 170 tys. 150 tys. z tych zgonów to śmierć seniorów, osób powyżej 65 roku życia. Kolejne 12 tys. to śmierć osób w wieku średnim, od 44 do 65 roku życia.
Niemcy i Włosi z coraz mniejszą liczbą infekcji
Z analizy ostatnich danych płynie jeszcze jeden wniosek. Kraje Zachodu dogoniły - a niektóre przegoniły - Polskę pod względem liczby nowych przypadków. Mają ich mniej.
Najedź na nazwę kraju, by wyświetlić linię nowych zakażeń dla wskazanego miejsca. Mniejszy wykres przedstawia również dane z ostatnich 30 dni
I tak np. Włochy ubiegły tydzień zakończyły z zaledwie 333 nowymi przypadkami. A to oznacza zaledwie 5 chorych na każdy milion mieszkańców. Niemcy? 200 potwierdzonych infekcji w niedzielę 31 maja. A to oznacza zaledwie 2,5 zakażeń na milion mieszkańców. Hiszpania? 201 potwierdzonych chorych w niedzielę. To oznacza zaledwie 4 infekcje na milion mieszkańców. Francja? Bardzo podobny wynik.
W tym samym dniu wynik Polski oscylował w okolicach 5 infekcji na milion mieszkańców. W poniedziałek wrócił już w okolice 10. Tymczasem w pozostałych zachodnich krajach od pewnego czasu utrzymuje się on na dwukrotnie niższym poziomie. Na zupełnie innym biegunie są Stany Zjednoczone Ameryki i Wielka Brytania, które każdego dnia notują od 50 do 60 infekcji na każdy milion mieszkańców. Podobnie źle wygląda sytuacja w Rosji.
Wniosek? Pod względem liczby nowych dziennych przypadków są kraje, które mocniej ograniczyły epidemię.
Oczywiście nie sposób polemizować z faktem, że Niemcy, Francuzi, Włosi i Hiszpanie mają zdecydowanie więcej potwierdzonych infekcji oraz więcej zgonów. Niemcy mają w tej chwili potwierdzone 183 tys. przypadków i 8 tys. zgonów. Francuzi mają 188 tys. infekcji i 28 tys. ofiar.
Jednocześnie od tygodni kraje te zbliżały się do wyniku Polski, znacznie ograniczały napływ nowych chorych. I wobec tych danych nie można być obojętnym. Skąd problemy? To efekt gorszego "wyłapywania" bezobjawowych nosicieli. To oni rozprzestrzeniają chorobę dalej, to oni są dla służby zdrowia niewidoczni do momentu testu. Przy małej liczbie testów wyłapujemy tylko tych, którzy mają już objawy - lub dodatkowo rodziny osób z objawami.
Testy, testy i brak testów
Warto nadmienić, że spośród grupy Polska, Niemcy, Włochy i Hiszpania to… Polska wykonuje w tej chwili najmniej testów na każdy tysiąc mieszkańców. Do końca kwietnia wykonywaliśmy niemal tyle samo testów, co Wielka Brytania. Od maja Brytyjczycy postawili jednak na masowe testy. I tak Włosi na tysiąc mieszkańców wykonują 1 test, a Polska - o połowę mniej, czyli zaledwie pół. Podobne statystyki mają w tej chwili Brytyjczycy. Zaczęli jednak zdecydowanie później niż Niemcy, Włochy i Hiszpania. Efekt? Długo utrzymywali dzienną liczbę nowych zachorowań na stałych poziomach. Po zwiększeniu liczby testów zaczęli notować spadki nowych infekcji
Z kolei od połowy maja z liczbą testów zwolnili np. Niemcy. To konsekwencja zupełnego innego podejścia do sprawy. Nasi zachodni sąsiedzi w ciągu jednego tygodnia marca zorganizowali cały system i testowali przez długie tygodnie niemal tyle samo osób. Bez wahań. Polska obecną moc testową osiągnęła... dopiero w połowie maja. To dwa miesiące później. Brytyjczycy dla przykładu podwoili swoje moce testowe... w ciągu dwóch tygodni.
Małą liczbę testów widać w jeszcze jednej statystyce. W Niemczech pozytywny jest co 87 test. We Francji? Co 86. Hiszpania? Co 86. Włochy? Co 120 test daje pozytywny wynik. I to pokazuje, jak dużo testów przeprowadzali Włosi. I warto sobie przypomnieć, jakie wyniki dziś notują. Polska? Pozytywny wynik daje co 58 test. To dane aktualne na dzień 30 maja.
Dlaczego testowanie jest ważne? Bo testy to dane. Bez danych nie da się określić momentu epidemii. Bez testów nie da się też skutecznie wyłapać tych, którzy odpowiadają za kolejne ogniska choroby. A to właśnie ogniska są w tej chwili największym problemem w Polsce.