Walka z koronawirusem jest bardzo daleka od zwycięstwa, a codziennie dowiadujemy się o kilkuset nowych przypadkach zakażeń. W tym czasie resort zdrowia publikuje listę nowych miejsc rezydenckich dla lekarzy.
Po październikowych kwalifikacjach, przygotowanie do zawodu rozpocznie 235 przyszłych anestezjologów, 389 specjalistów od chorób wewnętrznych, niemal 300 lekarzy medycyny rodzinnej czy 103 neurologów. I zaledwie 13 przyszłych epidemiologów.
Więcej miejsc jest chociażby na medycynie nuklearnej czy na gastroenterologii dziecięcej.
Biorąc jednak pod uwagę poprzednie nabory, liczba miejsc na epidemiologii i tak się zwiększyła. W naborze wiosennym, ogłoszonym jeszcze na początku lutego, miejsc było tylko 7. Natomiast jesienią rok temu - osiem.
Czy naprawdę w obecnej sytuacji nie powinniśmy pomyśleć o tym, żeby uczyć więcej osób w tym fachu? W piątek rano zapytaliśmy o to Ministerstwo Zdrowia. Czekamy na odpowiedź.
Natomiast ekspert tłumaczy, że nie jest to obecnie najpopularniejsza ścieżka kariery dla absolwenta medycyny. I nie zmieniła tego nawet pandemia koronawirusa. - Młodzi lekarze raczej rzadko widzą się jako epidemiolodzy - mówi w rozmowie z money.pl profesor Włodzimierz Gut z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.
Gdzie jest główny powód? - Lekarze najbardziej chcieliby pracować z pacjentami - odpowiada profesor. I zaznacza, że fach epidemiologa jest dość specyficzny. Bardziej bowiem, jak opisuje prof. Gut, polega na "gromadzeniu informacji, wyciąganiu wniosków i przedstawianiu rekomendacji". A nie na bezpośrednim leczeniu ludzi.
"To inna kategoria zarobków"
Z tego też powodu epidemiolodzy są zatrudniani przede wszystkim w stacjach epidemiologicznych czy w instytucjach naukowych. W szpitalach spotyka ich się stosunkowo rzadko, częściej pracują tam pielęgniarki epidemiologiczne.
Czy jednak nie powinno być w Polsce więcej takich specjalistów? Prof. Gut przyznaje, że na pewno by to nie zaszkodziło. Jednocześnie dodaje, że ważna jest raczej jakość specjalistów, a nie ich liczba.
- To nie jest tak, że jak rzucimy armię epidemiologów, to wirus od razu zniknie - dodaje ekspert. Jego zdaniem mamy obecnie grono fachowców w tej dziedzinie. - Jest jednak jasne, że to grono trzeba uzupełniać - mówi prof. Gut.
Specjaliści, z którymi rozmawiamy nieoficjalnie, wskazują jeszcze jeden czynnik, dla którego młodzi medycy wolą omijać specjalizację epidemiologiczną: pieniądze.
Czytaj też: Farmaceuci proponują strefy buforowe w aptekach
- Dobry chirurg może zażądać na rynku każdych pieniędzy. A epidemiolog? Poza uczelniami czy innymi instytucjami się tak nie rozwinie. To po prostu zupełnie inna kategoria, jeśli chodzi o zarobki - tłumaczy nam lekarz z Warszawy ze sporym stażem.
Dysproporcję w zarobkach widać zresztą w statystykach. Według danych z serwisu wynagrodzenia.pl mediana zarobków epidemiologów w Polsce to niecałe 4,5 tys. zł brutto, choć 25 proc. z nich zarabia ponad 9 tys. zł.
Dla porównania - mediana kardiologów czy chirurgów to 6,1 tys., neurologów 5,2 tys., a anestezjologów - nawet 6,4 tys. zł.