624 nowe zakażenia koronawirusem, siedem osób zmarło. To stan na niedzielę. Na pierwszy rzut oka dane nie wyglądają tak źle, bo po odnotowaniu 809 nowych przypadków w piątek i 843 w sobotę można się było spodziewać dalszego wzrostu. Może nawet tego, że "pęknie” magiczna granica tysiąca nowych zakażeń w ciągu doby. Tak się jednak nie stało.
Liczba 624 nowych przypadków może nie robić wrażenia w porównaniu do danych z poprzednich dni, ale warto pamiętać, że do końca lipca w ogóle w Polsce nie widzieliśmy takich wartości. - Do połowy lipca zapowiadało się, że wyjdziemy suchą nogą z rzeki, a później pojechaliśmy w góry. I całkiem nam to nieźle idzie. Jesteśmy w czołówce w liczbie nowych zachorowań w Europie, staramy się wyjść na lidera – mówi Wirtualnej Polsce wirusolog profesor Włodzimierz Gut.
I rzeczywiście. Licząc od początku sierpnia, w naszym kraju zanotowano 6103 nowe przypadki, a łączna suma od początku epidemii to 51791 zakażeń. Oznacza to, że aż jedna ósma wszystkich przypadków przypada na dziewięć dni sierpnia. A liczymy od dnia wykrycia pierwszego zakażonego, czyli od czwartego marca. Czyli od pięciu miesięcy.
Jeśli utrzymamy obecne tempo, to sierpień zamkniemy z bilansem 21 tysięcy nowych zakażeń. Warto pamiętać, że maj, czerwiec i rekordowy – jak na razie - lipiec przynosiły w sumie po 10 - 11 tys. infekcji. Wszystko więc wskazuje na to, że to do sierpnia będzie należała palma pierwszeństwa.
Zamrożenie gospodarki? Nie tym razem
To teraz popatrzmy na dane w ujęciu tygodniowym. I tu niespodzianki nie ma. Miniony tydzień był w naszym kraju zdecydowanie najgorszy od początku epidemii. 4079 przypadków od poniedziałku 3 sierpnia do niedzieli 9 sierpnia. To średnio 697 zakażeń dziennie. Dla przypomnienia: przez pierwsze dziesięć dni epidemii odnotowaliśmy 68 zakażeń. Natomiast w tygodniu, kiedy rząd wprowadził zakaz przemieszczania się i wychodzenia z domu bez wyraźnej, życiowej potrzeby, liczba zakażeń sięgnęła 964. Czyli pięć razy mniej, niż w minionym tygodniu.
Czy w związku z tym możemy się spodziewać kolejnego lockdownu, zamykania biznesu i produkcji oraz zakazu wstępu do lasu? Tu rządzący są bardzo ostrożni. - Nie ma mowy o tym, aby wracać do takiego powszechnego lockdownu – zadeklarował w piątek w TVP Info wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Również premier Mateusz Morawiecki deklarował niedawno, że o lockdownie nie może być już mowy, „bo on był bardzo bolesny dla gospodarki”.
W zamian będą innego rodzaju obostrzenia, wprowadzane punktowo tam, gdzie liczba zakażeń niepokojąco rośnie. W 19 powiatach ostrzejsze restrykcje obowiązują od soboty. - Myślę, że to jest rozwiązanie znacznie lepsze, wprowadzające mniejsze zamieszanie, mniejsze straty w gospodarce – ocenia Sasin.
Polska na tle świata
A jak wypadamy na tle świata? Znów: na pierwszy rzut oka całkiem nieźle. Nawet nie ma mowy o stawianiu nas w jednym rzędzie z krajami, które mają największy problem z epidemią. Prawie pięć milionów zakażonych w Stanach Zjednoczonych, ponad trzy miliony w Brazylii, dwa miliony w Indiach i niemal 900 tys. w Rosji. Polska z niecałymi 52 tysiącami przypadków na szczęście nie zalicza się do tej grupy, ale dobrze nie jest.
Popatrzmy więc na dane dla krajów, które mają podobną liczbę zakażonych jak my. Jak wynika z danych amerykańskiego uniwersytetu medycznego Johna Hopkinsa, w podobnej sytuacji jak Polska są Portugalia (52 tys.) i Singapur (55 tys.). Z tym, że Singapur ma niecałe 6 milionów mieszkańców. Portugalia – około 10 milionów. Czyli podobna liczba zakażonych, ale znacznie mniejsza populacja – w przypadku Singapuru sześciokrotnie, Portugalii ponad trzykrotnie.
Eksperci od dawna wskazują, że realna liczba zakażonych w Polsce może być wyższa od oficjalnych danych. Wynika to z tego, że spora część zarażonych może przechodzić infekcję bezobjawowo. Ponadto sprawy nie ułatwia liczba przeprowadzanych w naszym kraju testów.
Jeszcze w tym tygodniu okazało się, że w Polsce przeprowadzono aż o 10 proc. testów na koronawirusa mniej, niż pierwotnie podawało Ministerstwo Zdrowia. A to dlatego, że w WSSE Kielce dochodziło do błędnego raportowania testów. Tym samym po odjęciu 10 proc. próbek okazuje się, że łączna liczba testów sięga 2 199 085 próbek pochodzących od 2 102 780 osób. W przeliczeniu wykonanych testów na milion mieszkańców okazuje się, że plasujemy się w europejskim ogonie.