– Całość granic Polski zostanie zabezpieczona - zapowiadał szef MSWiA Mariusz Kamiński. Ale jak w praktyce to "zabezpieczanie granic" wygląda? Pojechałem na przejście graniczne w Kołbaskowie, by zobaczyć to na własne oczy.
Przejście znajduje się na autostradzie A6, która łączy Szczecin z Berlinem. Dziś jednak ruch umiarkowany. Sam przejeżdżam granicę, ale funkcjonariusze postanawiają mnie nie sprawdzać. Nic dziwnego - weryfikują przede wszystkim pasażerów busów oraz autokarów.
Podchodzę jednak do punktu, przy którym stoją mundurowi i karetki. - Dzisiaj mieliśmy jakieś sześć kontroli, w tym był jeden autokar. Niewiele. W nocy koledzy skontrolowali 25 autokarów - słyszę we wtorek od funkcjonariusza straży granicznej.
Na ewentualnych zarażonych koronawirusem czeka kilkunastu funkcjonariuszy. Są policjanci, jest straż graniczna, są też przedstawiciele Inspekcji Transportu Drogowego. Wreszcie - jest też ratownik medyczny oraz lekarz.
W Kołbaskowie znajduje się jeden z pięciu punktów kontroli sanitarnej
Przy punkcie kontroli widzę też gigantyczny, pomarańczowy namiot. - Służy nam do chowania się przed wiatrem i zimnem - mówią mi policjanci. No, chyba że w którymś ze skontrolowanych busów będzie dużo osób, które będą wymagały sprawdzenia w szpitalu. Wtedy mogą trafić do namiotu, by tam oczekiwać na przyjazd kolejnych karetek.
Jeśli jednak podejrzany o zakażenie będzie jeden, zostanie on po prostu przetransportowany podstawioną karetką do szpitala zakaźnego.
- Na razie wszyscy czyści - słyszymy.
Większość funkcjonariuszy jest ustawiona przy namiocie. Jednak dwóch policjantów i jeden funkcjonariusz SG stoją również przy zjeździe z autostrady. To oni "wyłapują" pojazdy do kontroli.
Funkcjonariusze typują pojazdy do kontroli
Postanowiłem poczekać na kontrolę. Pierwszy bus pojawia się po 40 minutach. - Jedna osoba - słyszę, jak funkcjonariusz SG dostaje sygnał od kolegi. Szybka decyzja jest taka, by kontrolę odpuścić.
- Kontrolujemy busy, jak są przynajmniej 3-4 osoby - precyzują funkcjonariusze.
Po kilku minutach granicę próbuje przekroczyć czarny bus. Ten już trafia do kontroli. Funkcjonariusze w mig zakładają swoje maseczki oraz silikonowe rękawiczki. Medyk najpierw przeprowadza krótki wywiad. Okazuje się jednak, że żaden z pasażerów nie ma objawów choroby - nikt nie kaszle, nikt nie ma temperatury. Same zapewnienia nie wystarczają, każdemu zostaje zmierzona temperatura. - Wszystko w porządku - mówi lekarz, odkładając bezdotykowy termometr.
Kontrola autokaru, który kursuje na trasie Szczecin-Berlin
"Oby namiot się nie przydał"
Udaje nam się chwilę porozmawiać z kierowcą busa. Przyznaje, że "wirus czasami śni mu się po nocach". Ale stara się nie panikować. Myje regularnie ręce, a w busie ma środki do dezynfekcji.
Zanim funkcjonariusze puszczą jednak busa, wszyscy pasażerowie muszą wypełnić specjalne karty. Pomogą zidentyfikować pasażerów na wypadek, gdyby u któregoś ze współpodróżnych jednak wykryto koronawirusa.
Cała kontrola trwa kilkanaście minut. Ale pasażerów jest trójka.
Następny podjeżdża autokar, kursujący regularnie pomiędzy Szczecinem a Berlinem. Na pokład wchodzi lekarz, mija kilkanaście minut. Znów wygląda na to, że wszystko jest w porządku. - Czysto - krzyczy lekarz.
Pasażerowie jednak muszą uzbroić się w cierpliwość. Znów wszyscy muszą wypełnić karty - a że podróżnych jest więcej, zajmuje to już sporo czasu.
Około godziny 12 ruch jest coraz większy. Podjeżdża bus, który przywozi mieszkańców Szczecina i okolic z berlińskich lotnisk.
Kontrola busa, który rozwozi pasażerów z berlińskich lotnisk
Znów "czysto". - Na razie możemy się schować do namiotu i czekać na kolejne sygnały. Oby tylko namiot nie był nam potrzebny do niczego innego - uśmiecha się delikatnie jeden z policjantów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl