28 dni - dokładnie tyle czasu minęło od hurraoptymistycznego stwierdzenia premiera Mateusza Morawieckiego o "odwrocie wirusa" (tak mówił 2 lipca na jednym ze spotkań przedwyborczych) do nowego rekordu epidemii w Polsce. Ten padł dziś - w czwartek 30 lipca. Sytuacja w ciągu niecałego miesiąca zmieniła się diametralnie.
W ciągu ostatniej doby w całej Polsce służby wykryły 615 nowych przypadków. I nie jest to jednorazowy wystrzał, jednorazowy szczyt. Liczba nowych przypadków konsekwentnie rośnie od początku lipca.
Sytuacja z lipca - pod względem liczby nowych zakażeń - już jest niemal identyczna jak ta, którą mieliśmy w czerwcu i maju.
W ubiegłym miesiącu w Polsce wykryte zostało łącznie 10 678 przypadków wirusa (od 1 do 30 czerwca). W maju (od 1 do 31 maja) było to 10 965 przypadków. Z kolei od pierwszego dnia lipca do dziś służby wykryły 10 638 przypadków. A został jeszcze jeden dzień tego miesiąca.
Pewne zatem jest, że lipiec będzie dla Polski gorszy niż czerwiec. Wystarczy, że w piątek służby poinformują o 40 infekcjach. Liczby z ostatnich dni pokazują, że najprawdopodobniej w lipcu w Polsce będzie więcej niż 11 tys. przypadków. A wtedy lipiec będzie najgorszym miesiącem od początku epidemii.
Takiego czasu od początku epidemii nie było. A przecież to w maju i czerwcu obowiązywało najwięcej obostrzeń. To w połowie czerwca zamykane były w Polsce kopalnie.
Na wirusa można spojrzeć również w ujęciu tygodniowym. Ostatnie 7 dni przyniosło w Polsce aż 3,4 tys. przypadków.
I od czasu epidemii żaden poprzedni tydzień (licząc od 30 lipca wstecz) nie przyniósł takiej liczby zakażeń.
Warto pamiętać, że sama liczba nowych przypadków jest tylko jednym wskaźnikiem epidemii. Na podobnym poziomie utrzymuje się od dawna liczba zajętych łóżek w szpitalach. Ostatnie dane Ministerstwa Zdrowia mówią o 1,6 tys. chorych. Liczba zajętych respiratorów wynosi zaledwie 63.
Jednocześnie wciąż na kwarantannie pozostaje 97 tys. Polaków. Chociaż przepisy dotyczące reżimu sanitarnego zostały złagodzone, to warto zadbać o siebie i swoich bliskich. Koronawirus wciąż jest. Wciąż w przestrzeniach zamkniętych oraz w komunikacji miejskiej obowiązuje nakaz zasłaniania ust i nosa.