4 739 w ciągu ostatniej doby, 20 575 w ciągu ostatniego tygodnia. Tak wyglądają statystyki koronawirusa w Polsce.
W ciągu ostatnich 24 godzin służby wykryły najwięcej infekcji w Małopolsce. Tylko w tym jednym województwie przybyło 724 zakażenia. Kolejne miejsce zajęło województwo mazowieckie z liczbą 521 wykrytych infekcji. Niechlubne podium wirusa zamyka województwo śląskie z 490 infekcjami.
Przy okazji warto zauważyć drastyczny spadek liczby wykonanych testów. Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że ostatni dzień to "tylko" 22 tys. testów. Dlaczego tylko? Bo ostatnie dni przynosiły ponad 40 tys. testów każdy. I zresztą tymi liczbami chwalił się sam minister zdrowia Adam Niedzielski.
Wczoraj udział wyników pozytywnych w wykonanych testach wynosił 10 proc. Dziś wynosi ponad 20 proc. Co warto zauważyć, każdego dnia blisko 10 tys. testów zlecają lekarze rodzinni. I jak wynika z danych, ich testy bywają o wiele celniejsze niż pozostałe (zlecane np. przez sanepid). To oznacza, że lekarze podstawowej opieki zdrowotnej po prostu lepiej oceniają stan pacjenta.
Jak tłumaczy rzecznik ministerstwa zdrowia Wojciech Andrusiewicz, najprawdopodobniej aż cztery województwa wysłały złe informacje na temat wykonanych testów. Resort podał rano liczbę, co do której jest pewien - w ciągu dnia będzie ją aktualizował.
Ministerstwo Zdrowia sprawia jasno: jeżeli sytuacja się nie poprawi, to wrócą kolejne obostrzenia. Już dziś rzecznik rządu Piotr Müller tłumaczył, że możliwe są np. limity liczby osób w niektórych przestrzeniach. Mogłyby to być limity na przykład w sklepach. Z kolei premier Mateusz Morawiecki potwierdzał, że zmiany dla szkół zostaną ogłoszone w ciągu najbliższych dni.
Czytaj także: Niemcy szykują się do Bożego Narodzenia. Boją się 20 tys. zakażeń dziennie, choć... mają ich mniej niż Polska
Gdyby jednak identyczny odsetek testów pozytywnych miał miejsce przy dwukrotnie wyższej liczbie wykonanych badań, to dziś mówilibyśmy o ponad 9 tys. infekcji. A to by oznaczało, że liczba zakażeń podwaja się z każdym dniem. To świadczyłoby o bardzo szybkim rozwoju epidemii. Dokładnie taka sytuacja miała miejsc np. we Włoszech i Hiszpanii w marcu i kwietniu tego roku.
Warto przy okazji zauważyć, że Małopolska - ostatnio rekordowa - nie może być nazywana "polską Lombardią".
Powód jest oczywisty: sytuacja w obu regionach jest nieporównywalna. W tym włoskim regionie wykryte już zostało 110 tys. infekcji, a śmierć poniosło 16 tys. osób. W Lombardii na każdy milion mieszkańców było ponad 10 tys. zakażonych.
W Małopolsce zakażenia wykryto u 13 tys. osób. A to oznacza, że zakażonych jest 3 tys. osób na każdy milion mieszkańców. Dla porównania Śląsk to w tej chwili w sumie 24 tys. infekcji, czyli 5,3 tys. zakażeń na każdy milion mieszkańców.
Jak wynika z danych resortu zdrowia, w sumie wirusa wykryto już u 116 tys. osób w całej Polsce. Z tego 77 tys. jest już zdrowych. 2,9 tys. osób walki z koronawirusem niestety nie wygrało - tyle osób zmarło z powodu wirusa i chorób współistniejących.
Ostatnia doba to nie tylko rekord dotyczący liczby wykrytych zakażeń. To również rekord Polaków, którzy przebywają w tej chwili na kwarantannie.
Z danych resortu wynika, że jest to już ponad 188 tys. osób. Takich poziomów nie było od początku epidemii w Polsce. A przecież warto pamiętać, że w marcu i kwietniu na obowiązkową kwarantannę trafiali Polacy, którzy wracali zza granicy. To podbijało liczby.
Dziś wysoka liczba osób na kwarantannie oznacza, że coraz więcej Polaków miało styczność z wirusem - z osobą zakażoną w szkole, pracy lub środku komunikacji.