- Koronawirus może trafić do Polski przez granicę z Niemcami - dzielił się pod koniec stycznia swoimi obawami z money.pl dr Dariusz Rudaś.
Jest początek marca i jego obawy się potwierdziły. Pierwszym polskim zarażonym okazał się 66-letni mieszkaniec Zielonej Góry, który przyjechał z Niemiec.
- To była kwestia czasu. Dlatego nie panikujemy. Wiemy, że trzeba teraz jeszcze bardziej dbać o higienę, unikać wielkich zgromadzeń. Ale w maskach nie chodzimy. No poza tym gościem - uśmiecha się delikatnie kobieta w średnim wieku, wskazując na Bachusa.
Ozdobiony maseczką pomnik wzbudza zresztą uśmiech niemal każdego, kto przechodzi przez centrum tego lubuskiego miasta. Gdy go mijaliśmy, kilkanaście osób robiło sobie z nim zdjęcia.
Każdy chce mieć zdjęcie z Bachusem w masce
Ludzi w maskach w mieście jednak nie widać. Jedyną osobą, którą spotkaliśmy był kilkunastoletni chłopiec, Artur. Wybierał się do poradni, która mieści się tuż przy oddziale zakaźnym Szpitala Uniwersyteckiego. To właśnie tam leży zarażony pacjent. - Więc pan widzi, wolę się zabezpieczyć - tłumaczył nam chłopiec.
Nastolatek wolał się ubezpieczyć, bo szedł na teren zielonogórskiego szpitala
Ludzie w centrum miasta, z którymi rozmawialiśmy, uważają jednak, że na razie maski są zbędne. - Ale mi się wydaje, że niestety będziemy mieli kolejnych zarażonych. Wie pan, to Zielona Góra, jesteśmy tuż przy granicy niemieckiej. Każdy ma w rodzinie kogoś, kto pracuje w tym kraju. Ja na razie nie panikuję. Tylko spokój może nas uratować, prawda? - mówi trzydziestoparoletni Daniel, również z delikatnym uśmiechem.
"Ale czemu miałoby nie być mydła?"
W krajach, w których pojawił się koronawirus, ze sklepowych półek szybko zaczęły znikać preparaty dezynfekcyjne, a nawet zwykłe mydło.
Idziemy do apteki "37,5", która mieści się tuż przy zielonogórskim szpitalu. Pytamy, czy są w sprzedaży maseczki. Farmaceutka odpowiada, że nie - bo nigdy ich tu nie sprzedawano.
- A co z mydłem? - pytamy. - Ale czemu niby miałoby nie być mydła? - odpowiada z rozbawieniem i wskazuje na półkę pełną preparatów.
Trochę inaczej jest w sklepie Rossmann, który się mieści w samym środku zabytkowego Starego Miasta. Wykupione tam zostały wszystkie środki dezynfekcyjne. Mydła są - choć widać, że ludzie wykupują je szybciej niż jeszcze nawet kilka dni temu. Widać też wyraźnie wybrakowaną półkę z papierem toaletowym.
W sklepach brakuje niektórych środków dezynfekcyjnych
- Przezorny zawsze ubezpieczony. Ja wykupiłam już kilka dni temu zapas środków higienicznych. Samego koronawirusa strasznie się nie boję. Nie jestem w grupie ryzyka. Obawiam się może paniki, którą może spowodować. Ale z tego co widzę i co słyszę, to Zielona Góra zdała egzamin - mówi nam Danuta, kobieta w średnim wieku, która przyszła do sklepu po pieluchy dla dziecka.
Życie w mieście toczy się normalnie, paniki nie widać
- Na pewno zdał egzamin zarażony mężczyzna. Bo przecież nie poszedł sam do szpitala czy na przychodnię, tylko skontaktował się z odpowiednimi służbami. Czyli tak, jak radzili specjaliści w telewizji. I my też zdajemy egzamin. Bo pochodzimy do wszystkiego jak najbardziej poważnie. Ale nie popadamy w jakąś sztuczną panikę - dodaje Danuta.
Czytaj też: Koronawirus w Polsce. Obowiązkowa praca zdalna, zasiłki opiekuńcze dla rodziców i świadczenia za kwarantannę
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl