Rząd przedstawił swój wstępny plan na wychodzenie z restrykcji. Wiadomo, że do 27 grudnia znaczna część gospodarki będzie zamrożona, a spotkania - ograniczone do minimum. Również w okresie świątecznym.
A co potem? To już zależy do liczby nowych zachorowań. Jeśli ich tygodniowa średnia przekroczy 27 tys., czeka nas kwarantanna narodowa. Jeśli będzie ich nieco mniej - cała Polska stanie się czerwoną strefą.
Z najnowszych prognoz Uniwersytetu Warszawskiego, obejmujących okres do 31 stycznia, wynika jednak, że takie scenariusze nie powinny się zrealizować. Naukowcy szacują bowiem, że po okresie "etapu odpowiedzialności" Polska powinna trafić raczej do strefy żółtej.
Poniedziałek 28 grudnia. Polska w żółtej strefie?
Jak szacuje UW, w ostatnim tygodniu "etapu odpowiedzialności" będzie średnio około 7 tys. zachorowań dziennie. A to oznacza właśnie żółtą strefę od kolejnego tygodnia. W poniedziałek 28 grudnia powinny więc już przestać obowiązywać ograniczenia w przemieszczaniu się dla nastolatków.
Otwarte będą mogły być hotele - dla wszystkich, a nie tylko dla tych, którzy podróżują służbowo. Będzie również można zjeść posiłek w restauracji, choć tylko w godzinach od 6 do 21.
Zmniejszone będą też limity w sklepach - oraz zniesione zostaną godziny dla seniorów.
Dopuszczone będą zgromadzenia do 25 osób. A to oznacza, że będzie można zorganizować nieco większą zabawę sylwestrową. To istotne, bo większe spotkania w święta będą prawdopodobnie mocno ograniczone.
Co z nauczaniem w szkołach? Lekcje mogłyby być organizowane w sposób hybrydowy. "Etap odpowiedzialności" przewiduje tylko lekcje zdalne.
Prawdopodobnie będą jednak ciągle powiaty, których to luzowanie restrykcji nie będzie dotyczyć. W tych, w których sytuacja będzie najpoważniejsza, będą ograniczenia z czerwonej strefy. Czyli dość podobne do tych z "etapu odpowiedzialności".
Progi zasad bezpieczeństwa według Kancelarii Premiera
Czytaj też: Nowe obostrzenia. Listy i apele do premiera
11 stycznia. Polska zielona?
Kiedy mogą zostać zniesione kolejne restrykcje? W tygodniu od 4 do 10 stycznia, analitycy UW prognozują średnio 3,4 tys. dziennie. To by oznaczało, że większość polskich powiatów będzie mogła wejść do strefy zielonej - choć te w najtrudniejszej sytuacji pozostałyby w strefach żółtych, a może i nawet czerwonych.
"Zieleń" według najnowszych wytycznych rządu oznacza zupełne zniesienie ograniczeń w handlu i zgromadzenia do 100 osób. Zupełnie zniknęłyby też ograniczenia w gastronomii.
Czytaj też: Sprzedaż detaliczna znowu pod kreską. Druga fala koronawirusa widoczna w statystykach
Otwarte mogłyby być także kina czy teatry - pod warunkiem, że połowa miejsc na widowniach pozostałaby pusta. Przy pewnych ograniczeniach można by również organizować duże targi czy wystawy.
Dozwolone byłyby też na przykład wesela - choć przy 100-osobowym limicie gości. Lekcje w szkołach musiałyby jednak pozostać w systemie hybrydowym.
Jak przypomina jednak wirusolog profesor Włodzimierz Gut, wszystko zależy od samych Polaków. Może się bowiem okazać, że zachęceni częściowym zniesieniem obostrzeń, zechcą w większym gronie świętować sylwestra - a to może sprzyjać nowym zakażeniom. I może sprawić, że do zielonej strefy wcale tak szybko nie dojdziemy.
- Co tu dużo mówić, wszystko zależy tylko i wyłącznie od naszego rozsądku - mówi profesor. Jeśli zaś chodzi o otwarcie sklepów przed świętami, przyznaje, że "jest tu w trudnej pozycji". - Bo przecież i ja będę musiał gdzieś kupić prezenty - uśmiecha się.