Pani Natalia (imię zmienione) zwróciła się do nas przez platformę dziejesię po tym, jak koszaliński ZUS stał się ogniskiem zarażeń w tym nieco ponad stutysięcznym mieście w województwie zachodniopomorskim. - Dyrekcja sobie z tego nic nie robi, ZUS nadal pracuje jak gdyby nigdy nic – napisała urzędniczka.
Pani Natalia przyznaje, że gdy w Polsce pojawiły się pierwsze zarażenia, pracodawca zareagował prawidłowo: wprowadził pracę zmianową i zorganizował pracę tak, by pracownicy nie mieli ze sobą styczności. - Miesiąc temu nakazano powrót do normalnej pracy. Pracujemy wszyscy razem, około 400 osób, w jednym budynku – pisze czytelniczka.
Od tej chwili, jak relacjonuje, zasady bezpieczeństwa miały być jawnie ignorowane. - Pracownicy pracują bez ochrony, nie ma pracy zmianowej, w pokojach siedzi nawet sześciu pracowników - wyliczyła. Najmocniejszy zarzut dotyczy tego, że "osoby poddane nadzorowi sanepidu mają nakaz przychodzenia do pracy, odmówiono im pracy zdalnej".
- Drzwi między korytarzami zostały zamknięte, są otwierane na kartę, odbiór kluczy do pokojów kwitowany jest podpisem jednym długopisem, który użytkują wszyscy pracownicy. W budynku działa bar, w którym nie można płacić kartą płatniczą - wylicza dalej urzędniczka.
Nie może zrozumieć, dlaczego po ujawnieniu pierwszych zarażeń pracodawca wycofał się z deklaracji przebadania wszystkich pracowników.
- Powiedziano nam, że żadnych badań nie będzie i mamy normalnie wrócić do pracy. Praca odbywa się teraz normalnie, tak jak wcześniej. Dokumenty przechodzą z rąk do rąk, siedzi po kilka osób w pokoju. Żeby tego było mało, naczelnicy robili spotkania po kilka osób w jednym pokoju, przekazywano sobie dokumenty – kończy pani Natalia i prosi, byśmy przyjrzeli się sprawie, bo "w ZUS panuje atmosfera zastraszenia, nie można powiedzieć nic złego o tym, co się dzieje".
"130 osób pracuje zdalnie"
Poprosiliśmy Karola Jagielskiego, rzecznika zachodniopomorskiego ZUS, by ustosunkował się do tych zarzutów. Stanowczo wszystkiemu zaprzeczył. Zapewnił, że od dłuższego czasu pracownicy "na miejscu" stanowili średnio mniej niż połowę zatrudnionych.
- Dla podniesienia poziomu bezpieczeństwa ok. 130 pracownikom umożliwiono pracę zdalną – powiedział rzecznik. - Cztery osoby, które są pod nadzorem sanepidu, nie mają "nakazu przychodzenia do pracy". Dwie z nich z różnych przyczyn nie świadczą pracy, a pozostałym dwóm umożliwiono pracę zdalną - mówi.
Od czasu ogłoszenia zagrożenia epidemicznego w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych zostały wstrzymane bezpośrednie szkolenia pracowników.
Zapewnił, że w barze można płacić kartą, wprowadzono również nowy sposób pobierania kluczy. Odbiera je wyznaczona osoba z danego wydziału, tak by uniknąć zbierania się większej liczby pracowników w jednym miejscu na początku dnia.
- Przede wszystkim dla zachowania bezpiecznej odległości pomiędzy pracownikami wykorzystano przestrzeń sal konferencyjnych, do których pracownicy przenieśli swoje stanowiska pracy. Osoby, które zajmują się bezpośrednią obsługą klientów, otrzymały przyłbice, maseczki i rękawiczki jednorazowe. Lekarze orzecznicy dodatkowo otrzymali jednorazowe fartuchy – opowiedział Jagielski.
Zapewnił, że wszyscy pracownicy mają dostęp do środków ochrony osobistej, a zapasy maseczek i płynu do dezynfekcji rąk wystarczą na kilka najbliższych tygodni i na bieżąco będą uzupełniane.
Od początku czerwca, po tym, jak stwierdzono zarażenia wśród personelu, ZUS wstrzymał bezpośrednią obsługę klientów.
Jagielski wyliczył również zasady dezynfekcji biurek, pokoi pracowniczych i pozostałych pomieszczeń oraz elementów wyposażenia w rodzaju klamek czy podajników płynu do dezynfekcji. Odbywają się trzy raz dziennie, zaś raz dziennie dezynfekowane są powierzchnie podłóg i biurek w pozostałych pomieszczeniach biurowych, korytarze, klatki schodowe, hole, toalety i pokoje socjalne.
- Usługi dezynfekcji realizowane są od 2 marca 2020 roku. Planujemy ich kontynuację do końca sierpnia tego roku - podał.
Nie potrzeba wielkiej fabryki, by ludzie się zarażali
Jak widać, obie relacje całkowicie się od siebie różnią. Trudno rozsądzić, która jest bliższa prawdzie. Zapewne, jak to bywa w takich sytuacjach, prawda leży gdzieś po środku. Warto jednak podkreślić (i pamiętać), że do zarażeń często dochodzi właśnie w miejscach pracy, więc strach pani Natalii jest jak najbardziej zrozumiały.
Choć w całej Polsce interesanci przyjmowani są w bardzo ograniczonym stopniu, więc kontakt z osobami z zewnątrz jest mniejszy, w urzędach w różnych miastach i tak stwierdza się obecność wirusa.
To wiadomości tylko z ostatnich dwóch dni: w czwartek poinformowano o pozytywnym wyniku testu dwojga urzędników łódzkiego ratusza. 25 osób zostało objętych kwarantanną i czekają na przeprowadzenie testów. Powiatowy Urząd Pracy w Świdniku jest zamknięty do odwołania: jeden z pracowników jest zakażony koronawirusem. Po tym, jak u sześciorga pracowników urzędu miejskiego w Kędzierzynie-Koźlu stwierdzono zarażenie, pozostali czekają na testy.
"Większość urzędników pracuje zdalnie. Nie oznacza to, że urząd jest nieczynny. Swoje sprawy póki co można załatwiać telefonicznie lub drogą mailową. Proszę mieszkańców o cierpliwość i wyrozumiałość – sytuacja nadal jest nadzwyczajna" – napisała na Facebooku prezydent miasta Sabina Nowosielska.
- Pandemia wydaje się tak odległa, na dodatek ponoć już wygasa... Jesteśmy silni, zdrowi, nieomal niezniszczalni. Coraz mniej osób pamięta o zachowaniu ostrożności na ulicach, czy w sklepach. A wtedy wirus znienacka przypomina o sobie i nagle czujemy ogromny strach – napisała pani prezydent w oświadczeniu i przypomniała, że nadal musimy mieć się na baczności.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl