- W czwartek przyjechała do nas para i młodzi rozpaczali. Już i tak zmniejszyli liczbę gości o połowę, teraz mają 60 osób i jeszcze 10 muszą wyprosić. To jest dramat! Do tego nie można zaprosić starszych osób: babć, cioć, dla których takie uroczystości są przecież bardzo ważne. Mieliśmy mieć wesele jutro i w niedzielę, ale wszystko odwołane – wzdycha Iwona Ośliślok, właścicielka Domu Weselnego "Iwona" w Rybniku.
Obiekt żyje głównie z wesel. Kalendarz imprez był dopięty na ostatni guzik, z powodu powrotu obostrzeń wszystko się posypało. Przypomnijmy, że w czwartek rząd ogłosił powrót restrykcji i podział kraju na "czerwone i żółte strefy".
- Pary przekładają imprezy na za rok, boją się, że we wrześniu nic się nie zmieni, ewentualnie tylko pogorszy - mówi właścicielka lokalu w Rybniku. - Niektóre mówią wprost: u was zrezygnujemy i przeniesiemy imprezę o 60 km dalej, do zielonej strefy, gdzie będzie można zaprosić 100 gości. Telefony się urywają, a my niewiele możemy. Sami nie wiemy, co mamy mówić. Będą kontrole, nie możemy ryzykować, musimy stosować się do wytycznych - dodaje.
W Domu Przyjęć "Tradycja" w Rudzie Śląskiej, która też mieści się w "czerwonej strefie", słyszymy natomiast, że pierwsze wesele ma być organizowane dopiero 26 września, a jest i tak zaplanowane na 40 osób, a zatem dużo poniżej limitu. Właściciele obiektu natomiast obecnie przebywają na urlopach.
Wesele w ogrodzie
Właściciel jednego z domów weselnych z Nowego Sącza przyznaje natomiast: jest fatalnie. Umowy na wesela, które miały się teraz odbywać, były zwykle podpisywane dwa lata temu. I zwykle ceny były wyliczane pod imprezę na 100-120 osób. - Jeśli natomiast ma przyjść osób 50, to cena za jedną osobę powinna być o 70-80 zł wyższa - przekonuje przedsiębiorca.
- Dlatego mamy mnóstwo rezygnacji, ludzie nie chcą dopłacać. Mimo tego, że dostaliśmy jakąś pomoc od rządu, to naprawdę nie wiem, jak to będzie - dodaje.
Właściciel obiektu mówi nam również, że wiele osób w ogóle rezygnuje z domów weselnych i stawia na imprezy w prywatnych ogrodach.
W najbliższą sobotę jednak wesele w jego obiekcie się odbędzie - tyle że zdecydowanie skromniejsze. Miało być 120 osób, będzie 48. Przedsiębiorca woli też nie ujawniać nazwy swojego domu. - Im więcej człowiek mówi, tym więcej ma kontroli - wyjaśnia.
Pani Iwona z Rybnika mówi, że sytuacja finansowa biznesu, który prowadzi wspólnie z mężem, już i tak jest dramatyczna. Napisali pismo do urzędu skarbowego z prośbą o umorzenie podatku, ale skarbówka się nie ulitowała.
Gdy rozmawiamy z panią Iwoną, słyszymy z kuchni odgłosy pracy pełną parą: jest gwarno, dzwonią garnki, a któraś z pań właśnie rozbija kotlety.
- Organizujemy dziś po południu dla klienta 50. urodziny. Cieszymy się, że mimo wszystko nie ma zastoju, ale restauracja duża, pracuje na całego, a impreza tylko na 20 gości - mówi Iwona Ośliślok. - Płacę rachunki za prąd, wodę, muszę zapłacić obsłudze. Do tego droga żywność. Chodzi pani na zakupy, to wie, ile to wszystko kosztuje. To się nie kalkuluje. Jak mamy przetrwać? - pyta retorycznie.
Współpraca: Mateusz Madejski
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie