Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|
aktualizacja

Koronawirus wykrwawia małe browary. Szukają sposobów na przetrwanie

7
Podziel się:

Piwo z dowozem do domu, "okienko", czy powiązanie sprzedaży piwa ze wsparciem dla branży. Oto jak w czasie pandemii koronawirusa muszą radzić sobie małe browary.

Ucierpiały zwłaszcza małe browary, które nie butelkują piwa i są w pełni zależne od restauracji i barów.
Ucierpiały zwłaszcza małe browary, które nie butelkują piwa i są w pełni zależne od restauracji i barów. (Flickr)

Drzwi barów i pubów wciąż są pozamykane ze względu na pandemię koronawirusa. Obostrzenia sanitarne i konieczność izolacji społecznej uderzyły również w browarników. Sprzedaż w całej branży spadła, a w najgorszej sytuacji znalazły się małe browary rzemieślnicze, których produkty rzadko dostępne są w otwartych teraz sklepach.

- Browary rzemieślnicze właściwie z dnia na dzień znalazły się w bardzo trudnej sytuacji. Decyzje, które weszły w życie w nocy z 13 na 14 marca o zamknięciu sektora gastronomicznego i izolacji społecznej spowodowały potężne spadki obrotów. Ucierpiały zwłaszcza małe browary, które nie butelkują piwa i są w pełni zależne od restauracji i barów - podkreśla w rozmowie z money.pl Marek Kamiński, prezes Polskiego Stowarzyszenia Browarów Rzemieślniczych.

Jak zaznacza, cała branża piwowarska odczuwa skutki pandemii. - Dla całego rynku tylko w marcu mieliśmy ok. 5 proc. spadek na rynku piwa. W przypadku browarów rzemieślniczych możemy mówić o średnim spadku na poziomie kilkudziesięciu procent - dodaje.

Potwierdza to również Andrzej Olkowski, prezes Stowarzyszenia Browarów Regionalnych w Polsce. - Każdy dziś zauważa, że obrót się zmniejsza. Najbardziej odczuwają to browary kierujący swoje wyroby tylko do sektora HoReCa. Odczuwalna jest również mniejsza aktywność w sklepach. Klienci zakupy robią na szybko. Piwo rzadziej więc trafia do koszyka. Cały ten lockdown odbija się na browarach - zaznacza.

Piwo marnieje w kegach, otwarcie ogródków nie pomoże

Główną zaletą piw kraftowych jest ich świeżość i brak utrwalaczy. To jednak skutkuje tym, że mają one względnie krótki okres przydatności. Zamknięte w kegach piwa marnieją w nieczynnych pubach i lokalach oraz magazynach browarników.

Zobacz także: Piwo produktem luksusowym. "Dla wielu 3 zł to już za dużo":

- Straty z powodu zamkniętych lokali gastronomicznych już są poważne. W niektórych browarach zalegają zapasy nawet w liczbie kilkuset kegów - wskazuje Marek Kamiński.

Browarnicy martwią się nie tylko skutkami zamknięcia gospodarki, ale także nadchodzącym kryzysem po stopniowym odmrażaniu poszczególnych branż. Z rezerwą przyjmują rządowe zapowiedzi otwarcia ogródków restauracyjnych.

- Zapowiedziane otwarcie ogródków restauracyjnych w ramach odmrażania gastronomii na restrykcyjnych warunkach sanitarnych dla większości z browarów nie będzie ratunkiem. Wymóg zachowania dwóch metrów odległości, jedna osoba przy stoliku… Te ograniczenia nie przyciągną klientów. Puby to nie tylko piwo, ale ludzie, którzy przychodzą by spędzić wspólnie czas. Jeśli puby nie mogą wpuszczać ludzi do środka, a ogródki są małe, to nie wszystkie zdecydują się otworzyć. Przychody nie zagwarantują nawet uzyskania progu rentowności - prognozuje Kamiński.

W poszukiwaniu wyjścia

Mniejsze i większe browary szukają więc pomysłu na ratowanie sprzedaży. A tych, jak się okazuje, nie brakuje. - Browary robią, co mogą, korzystają z różnych form i aktywności, aby ratować sprzedaż. Jednym z nich jest pomoc sklepów prowadzących sprzedaż piwa rozlewanego z kegów do butelek na wynos. Puby w większości nie mają takich możliwości, bo ograniczeniem są osobne zezwolenia na sprzedaż piwa na miejscu i osobne na wynos - zaznacza Marek Kamiński.

Niektóre browary, zwłaszcza te, które prowadzą własne lokale, sprzedają więc piwo na wynos. Robi tak choćby dolnośląski Probus. To tak zwana sprzedaż "okienkowa". Piwo nalewane do butelek można dobrać osobiście i przy okazji wesprzeć lokalne szpitale. Część z zysku bowiem przekazywana jest na potrzeby placówek medycznych.

Inne browary poza wsparciem dla medyków starają się ratować podupadające bary i restauracje. Część dochodów ze sprzedaży piwa Browar Pinta z Wieprza przekazuje na zagrożone puby. Podobnie działa też podkarpacki Van Pur S.A., do którego należy Łomża, Karpackie czy Cortes. Przeznaczył on milion złotych na wsparcie dla firm z regionu i drugi na szpitale.

Z kolei gdański Browar Brodacz rozszerzył swoją działalność na czas pandemii. Stał się dostawcą różnych produktów kraftowych. Za pośrednictwem jego portalu można zamówienie produktów różnych lokalnych producentów, a następnie dowozi pod drzwi. Z każdego zamówienia 2 proc. przeznaczy natomiast na walkę z koronawirusem.

Piwo z dowozem

Odrębną kwestią jest pomysł dowozu piwa do pod drzwi. Część browarów, jak wspomniany Brodacz czy Prost oferują taką usługę. Podobnie działa browar Stara Komenda. "Zamawiasz nasze dania lub piwo SMS’em lub e-mail’em a my dostarczamy je pod Twój dom" - czytamy na stronach browaru.

Kłopot w tym, że przepisy nie są jednoznaczne w kwestii sprzedaży zdalnej napojów alkoholowych. - Jest to niezgodne z interpretacją PARPA do ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Teoretycznie więc w Polsce nie można sprzedawać alkoholu przez internet. Jest to naciąganie prawa, ale ja to rozumiem, to łapanie brzytwy - zaznacza Andrzej Olkowski.

Brak ścisłych regulacji daje jednak pewne możliwości bowiem rzeczywistość i zmiany w handlu wyprzedziły przepisy. Jak pisaliśmy w money.pl, problem polega na ustaleniu pełnoletności przy odbiorze alkoholu. Istnieje dużo firm, które sprzedają alkohol przez internet, ale jest to realizowane na zasadzie pełnomocnictwa do odbioru. Użytkownik, który kupuje piwo, upoważnia do odbioru w jego imieniu kuriera, który jest osobą pełnoletnią.

I tak darmową dostawę piwa przy zamówieniu co najmniej 20 butelek swojego piwa oferuje np. Browar Spółdzielczy z Pucka. Na wynos i pod drzwi dostarcza także pomorski Port Gdynia.

- Jako stowarzyszenie, od lat występujemy o zmianę przepisów w zakresie sprzedaży napojów alkoholowych na odległość, które swoje źródła mają jeszcze w początkach lat 80. Ich późniejsza interpretacja zakazuje sprzedaży napojów alkoholowych zdalnie. Jesteśmy ostatnim krajem w UE, który wciąż utrzymuje takie restrykcje. Dla przykładu na Łotwie w ramach tamtejszej tarczy antykryzysowej w marcu umożliwiono sprzedaż alkoholu na odległość - podkreśla Marek Kamiński.

Dlatego małe browary czekają na pomoc, której na razie na horyzoncie nie widać. - W ostatnim okresie występowaliśmy już trzykrotnie do ministerstwa rozwoju, a potem z ponadbranżowym apelem szerzej, nie tylko do rządu, ale też do posłów, senatorów, organizacji pracodawców, organizacji biznesowych i społecznych, aby zmienić to prawo. Jak dotąd zrozumienia w rządzie ten postulat nie znalazł.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(7)
WYRÓŻNIONE
Młody
5 lata temu
Jaki rząd taka pomoc.
...
5 lata temu
Zawsze zostaje piwobus. Połowa miejsc zajęta, a odstępy mniejsze.
proste
5 lata temu
nie rozumiem. promocji nie mogą zrobić? jak menago fajtłapa to coż
NAJNOWSZE KOMENTARZE (7)
Idd
5 lata temu
Chętnie uratuję jakąś kegę czy dwie
Bretan
5 lata temu
Każdy musi sobie jakoś radzić albo zwolnić miejsce na rynku dla sprawniejszych. taki jest kapitalizm. Pomoc państwa to już socjalizm. lepiej żeby państwo nie pomagało i nie nakładało podatków.
ala
5 lata temu
Zirytowany wszechobecną, nachlaną reklamą, zwykle piwa, właściwie całą dobę. Zastanawiam się przy tym, czy mediom brakuje odwagi czy inwencji, czy też chęci do robienia tego samego / reklam czy raczej anty-reklam / z podobnym skutkiem, gdyż jak wiadomo jedna min. reklam np. piwa przekłada się na ogromne ilości jego sprzedaży. Choć nie jestem fachowcem, to mógłbym napisać scenariusz na tzw. kolanie takiej anty-reklamy, np. pokazując zakłamany obraz tych silnych, zwinnych i serdecznych mężczyzn a zaraz potem ich rodziny czekające do rana na ojców i mężów. Zaraz potem pobite, znerwicowane i okaleczone żony, płaczące dzieci widzące awantury domowe. A może po co aż tak drastycznie, powiedzmy, że mąż nie dociera do domu a leży w miejscu publicznym w kałuży własnych odchodów czy wymiocin, ten "silny, odpowiedzialny facet". Przecież to w odróżnieniu do reklam, sytuacje realne !
olek 574
5 lata temu
bo piwo musi być jak nie ma piwa głowa się kiwa ale piwo musi być Pozdrawiam wszystkich piwoszy
...
5 lata temu
Zawsze zostaje piwobus. Połowa miejsc zajęta, a odstępy mniejsze.