Sytuacja z koronawirusem jest bardzo dynamiczna. Gdy tylko okazało się, że zagrożenie jest poważne, polskie władze postanowiły przywrócić kontrole na granicach i anulować rejsy powietrzne. Szacuje się, że ok. 200 tys. Polaków przebywa za granicą.
Linie lotnicze LOT niezwłocznie zareagowały na ten kryzys i przygotowały specjalny program czarterów ewakuacyjnych dla Polaków. Ale nic za darmo. Za taką pomoc trzeba zapłacić. LOT przyjął taką strategię, że rozłoży koszty po równo na wszystkich pasażerów, aby uniknąć sytuacji, gdy jedna osoba wyda 100 zł, a druga 1000 zł. W efekcie wszyscy musieli sięgnąć głębiej do portfeli, aby załapać się na rejs powrotny.
Widełki cenowe LOT-u miały wynieść od 400 do 800 zł za rejsy na trasach europejskich oraz od 1600 do 2400 zł za przeloty dalekiego zasięgu. W praktyce wielu pasażerów zobaczyło w panelu rezerwacyjnym wyższą cenę. Sprawę pana Krzysztofa już opisywaliśmy. Niektórzy wręcz zarzucali LOT-owi, że spółka próbowała się wzbogacić na ich trudnym położeniu.
Pani Izabela spędzała wakacje na Sri Lance. Wyjechała tam jeszcze przed ogłoszeniem pandemii. Kobieta miała wykupiony w LOT-cie bilet powrotny na 19 marca. Dowiedziała się, że rejs został anulowany i musi kupić nowy bilet w programie "Lot do domu".
- Ceny za osobę w systemie rezerwacji "Lot do domu" wahały się w dniu 15 marca od 4,5 tys. zł do ponad 8 tys. zł. Jak tylko pojawiły się bilety za 2,2 tys. zł, to system się zawiesił. Mnie udało się kupić w tej cenie – tłumaczy pani Izabela.
- W hotelu, w którym mieszkałyśmy, była jeszcze para z Polski. Mieli wykupiony powrót z LOT-em na 16 marca. Przewoźnik odwołał ten lot i zaproponował parze zwrot za niewykorzystane bilety lub bilet na 29 marca. Dopiero po awanturze okazało się, że będzie dodatkowy, czarterowy lot dzień później, który był analogiczny jak ten odwołany. Tzn. zgadzała się godzina wylotu i długość podróży – dodaje.
Pan Wojciech spędzał od trzech tygodni wakacje na wyspie Phuket w Tajlandii. 21 marca mężczyzna miał mieć planowy lot liniami Emirates do Polski. Z uwagi na wprowadzone obostrzenia, ten rejs także został anulowany.
- Okazało się, że za przelot w programie "Lot do domu" mam zapłacić 2300 zł. Tyle zapłaciłem w Emirates za bilet w obie strony. Przyznam, że długo zastanawiałem się, czy nie zostać w Tajlandii do kwietnia, bo finansowo bardziej mi się to opłacało. Po dłuższym zastanowieniu postanowiłem jednak wrócić do Polski teraz – tłumaczy nasz rozmówca.
W momencie wybuchu pandemii pan Marcin wypoczywał na Filipinach. Jego lot powrotny także został anulowany. Mężczyzna dowiedział się, że za swój powrót do domu też będzie musiał sporo dopłacić.
- Musielibyśmy się przedostać do Bangkoku i stamtąd mielibyśmy rejs LOT-u do Warszawy za 2250 zł. Ale zauważyłem, że jeśli zorganizuję przelot na własną rękę do Berlina zamiast do Warszawy, to zapłacę o 1000 zł mniej. Pozostałaby tylko kwestia przedostania się do Polski – opowiada pan Marcin.
Okazało się jednak, że także ten lot został anulowany. Jak relacjonuje pan Marcin, Filipiny coraz mocniej się izolują. W tym momencie – jak twierdzi mężczyzna – nie ma żadnych rejsów, także w ramach operacji "Lot do domu".
- Nie mam jak się stąd wydostać. Za dwie doby władze wprowadzają kwarantannę, która może potrwać nawet kilka tygodni. Konsul nic nie wie. Tłumaczy, że nie ma się co nastawiać, że Polska wyśle samolot – dodaje pan Marcin.
LOT zrezygnował z klas
Skąd biorą się dysproporcje w cenach biletów? Po pierwsze LOT zastosował stawki ryczałtowe. Jeśli zatem podróżni porównywali je do cen, jakie zapłacili przed wybuchem pandemii, to zapewne były to ceny promocyjne.
Po drugie, w cenie biletu są koszty operacyjne, które linie lotnicze musiały ponieść, gdy podpisywały kontrakty z lotniskami, z których dotychczas nie obsługiwały ruchu. Do tego dochodzi jeszcze kwestia klas rezerwacyjnych: ekonomiczna, premium i biznes. Jeśli ktoś nie załapał się na tańszy bilet, siłą rzeczy przechodził do puli droższych.
- Chcąc zapewnić możliwość powrotu jak największej liczbie osób, postanowiliśmy zdjąć klasy rezerwacyjne. Nie będzie dodatkowych opłat za np. przebywanie w klasie biznes. Wszystkie klasy będą zrównane – powiedział money.pl rzeczniku PLL LOT Michał Czernicki.
Jak dodał, o tym, kto poleci na miejscach w klasie biznes, a kto w premium czy economy, decyduje system rezerwacyjny i kolejność zakupionych biletów.
Przedstawiciele przewoźnika informują też, że specjalne rejsy realizowane w ramach operacji "Lot do domu" oznaczone są numerami rozpoczynającymi się od LO 8000. Ponadto każdy pasażer, który kupił bilet po zawyżonej cenie, może zgłosić to poprzez internetowy formularz reklamacyjny i uzyska zwrot kosztów. LOT zapewnia też, że ujednolicił ceny tak, by odpowiadały pierwotnie założonym widełkom.
Polskie MSZ podało w poniedziałek, że chęć powrotu do kraju zadeklarowało ponad 30 tys. Polaków.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie