Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Monika Rosmanowska
Monika Rosmanowska
|
aktualizacja

Koronawirus zaatakował polskie firmy. Kto najbardziej straci na pandemii?

11
Podziel się:

W dobie pandemii przedsiębiorcy walczą o byt. Turystyka, transport, motoryzacja, gastronomia oraz organizacja targów i konferencji praktycznie nie istnieją. Zagrożone są także inne sektory gospodarki. Jak wyjść z kryzysu? Śledzić informacje i stale monitorować finanse firmy – radzą eksperci.

29 proc. pytanych na potrzeby przedsiębiorców, ze względu na spadek zamówień i zmniejszenie liczby klientów, działa dziś w okrojonym zakresie, a 21 proc. całkowicie zaprzestało działalności.
29 proc. pytanych na potrzeby przedsiębiorców, ze względu na spadek zamówień i zmniejszenie liczby klientów, działa dziś w okrojonym zakresie, a 21 proc. całkowicie zaprzestało działalności. (Unsplash.com)

Materiał powstał we współpracy z BIG InfoMonitor

87 proc. firm spodziewa się spadku obrotów, 71 proc. przewiduje problemy z płynnością finansową, 67 proc. obawia się opóźnień w zamówieniach i dostawach, a 28 proc. mówi o likwidacji interesu – donosi Raport z badania przedsiębiorców odnośnie ich sytuacji związanej z epidemią koronawirusa. BIG InfoMonitor opublikowało je w połowie marca. Co więcej, 38 proc. badanych rozważa wstrzymanie wypłacania pensji, a 43 proc. zwolnienie części pracowników. O podwyżkach i premiach zdecydowana większość nawet nie myśli.

Oni dziś nie działają

29 proc. pytanych na potrzeby przedsiębiorców, ze względu na spadek zamówień i zmniejszenie liczby klientów, działa dziś w okrojonym zakresie, a 21 proc. całkowicie zaprzestało działalności. Co dziesiąty skarży się na brak wystarczającej liczby pracowników.

Wśród najbardziej zagrożonych branż jest: turystyka, transport, gastronomia, MICE (obsługa targów, kongresów i konferencji) oraz motoryzacja. Straty liczą też centra handlowe, kina i teatry.

Transport jest jedną z branż dotkniętych pandemią. W przypadku przewozu pasażerskiego firmy skarżą się na odwołane zlecenia do czerwca. Samochody zamiast zarabiać, stoją. Ministerstwo Rozwoju podaje, że branża turystyczna i przewozy pasażerskie straciły ponad 90 proc. zamówień. - To ogromna strata, sytuacja wielu moich klientów jest ciężka. Nikt nie był przygotowany na taki scenariusz – przyznaje Olga Krawczyk-Sadowska, z Zespołu Relacji z Klientami Biura Informacji Gospodarczej InfoMonitor.

Wstrzymana jest produkcja w dużych zakładach, m.in. w fabryce Fiata w Tychach czy MAN-ie w Starachowicach i Niepołomicach. Polskie firmy skarżą się na zatrzymanie pracowników w domach, zerwanie łańcucha dostaw oraz drastyczny spadek popytu. Polacy mniej kupują. W postawach przedsiębiorców, inwestorów i konsumentów dominuje obawa i niepewność. W trudnym położeniu są także te firmy, które miały już finansowe problemy, a pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 tylko je pogłębiła.

Rykoszetem dostaje także segment B2B oraz branża marketingowa. A mniejsze wydatki na reklamę odbijają się na mediach. Część redakcji tnie pensje pracowników o 20-30 proc. i wypowiada umowy najmu dotychczasowych biur.

Trudno też przewidzieć długofalowe skutki. Branża turystyczna i transportowa już dziś zastanawiają się, czy po otwarciu granic, przywróceniu lotów oraz uruchomieniu hoteli, pensjonatów i domów gościnnych Polacy będą chcieli podróżować. Pojawia się także pytanie, czy na wyjazdy będzie nas stać i czy bez obaw o swoje zdrowie wsiądziemy do samolotów oraz autokarów?

Tarcza dla firm

Jakiej pomocy oczekują przedsiębiorcy? 67 proc. mówi o anulowaniu składek ZUS na kilka miesięcy, 44 proc. chce dopłat do wynagrodzeń, 27 proc. przejęcia przez ZUS zasiłku chorobowego już od pierwszego dnia choroby pracownika, 24 proc. odroczenia wymagalności składek ZUS, 21 proc. preferencyjnych kredytów, a 19 proc. odroczenia spłaty kredytów i pożyczek.

– Wpływa do nas mnóstwo wniosków o zawieszenie rat kapitałowych, odsetkowych, wstrzymanie spłaty kredytów, przesuwanie obciążeń na inny czas. Przy znacznym ograniczeniu przychodów trudno dziś przedsiębiorcom pokryć zobowiązania i my to doskonale rozumiemy – zapewnia Marek Mika, prezes Krajowego Stowarzyszenia Wspierania Przedsiębiorczości.

Szereg rozwiązań dla firm wprowadza rządowa tarcza antykryzysowa o wartości 212 mld zł. Zakłada ona m.in. pożyczki do 5 tys. zł dla mikrofirm z możliwością umorzenia; dopłaty Banku Gospodarstwa Krajowego do odsetek kredytów oraz wsparcie Agencji Rozwoju Przemysłu na refinansowanie umów leasingowych i odsunięcie w czasie płatności. Dodatkowo przedsiębiorcom, którzy musieli wstrzymać działalność, państwo pokryje blisko połowę wynagrodzeń i składki ZUS, a przy spadku obrotów sfinansuje 40 proc. płacy pracowników. Firmy dostały także możliwość odroczenia składek na ZUS; płatności podatków PIT, CIT i VAT; rozliczenia całej tegorocznej straty w przyszłym roku, a MŚP możliwość wzięcia kredytu z gwarancją de minimis do wysokości 3,5 mln zł.

Druga specustawa, zwana tarczą antykryzysową 2.0, zakłada rozszerzenie pomocy, w tym m.in. "wakacji składkowych" na większe firmy, zwiększenie dostępności pożyczek czy zasiłki dla rolników.

– Działania, jakie przewidują obie tarcze antykryzysowe, w mojej ocenie brzmią dobrze. Pamiętajmy jednak, że wciąż są to tylko zapisy na papierze. Nie wiem też, czy pieniądze, o których dziś się mówi, będą dla MŚP wystarczające. Na rozwiązania jakie proponuje rząd, musi się zgodzić Komisja Europejska. I nie wiadomo, kiedy KE tę zgodę wyda. Stąd przedsiębiorcy wciąż nie do końca wiedzą, na jaką pomoc mogą liczyć – tłumaczy prezes Marek Mika.

Firmy przypomniały sobie o dłużnikach

Wiele firm walczy o utrzymanie płynności finansowej. Większość pytanych przez BIG deklaruje, że jest w stanie utrzymać stabilność przez 2-3 miesiące – 46 proc. Co dziesiąty mówi o 6 miesiącach.

– Przedsiębiorcy ograniczają koszty, liczą każdą złotówkę. Co ciekawe, kwestie windykacyjne były dotychczas stawiane na szarym końcu. W sprawie zaległych należności firmy kontaktowały się z kontrahentami w ostateczności. Gdy świat się zatrzymał, zaczynają baczniej przyglądać się nieopłaconym fakturom i podejmują działania windykacyjne – mówi Olga Krawczyk-Sadowska.

Jak wynika z raportu BIG, już w połowie marca 57 proc. pytanych zapowiadało, że prawdopodobnie przestanie płacić kontrahentom, by ratować własną firmę. Równocześnie 16 proc. przedsiębiorców zamierzało bardziej rygorystycznie upominać się o swoje należności. BIG pomaga firmom w ich odzyskaniu, wysyłając wezwania do zapłaty.

– Doradzam dziś klientom, aby korzystali z narzędzi miękkiej windykacji. Wezwania i regularny monitoring kontrahentów, także tych stałych, są dziś bardzo ważne – przekonuje Olga Krawczyk-Sadowska.

Wiarygodność finansową kontrahentów można regularnie sprawdzać w Rejestrze Dłużników BIG InfoMonitor, który umożliwia dostęp również do danych bankowych z Biura Informacji Kredytowej (BIK) oraz Związku Banków Polskich (ZBP), a także do raportów z innych BIG-ów oraz szerszych danych z wywiadowni gospodarczej.

Firmy mogą też wskazać wybranych kontrahentów i otrzymywać powiadomienia, gdy tylko pojawi się na ich temat negatywny wpis w bazie. Monitorowanie działa dla wskazanych NIP-ów. Stały monitoring jest szczególnie ważny w przypadku tych, którzy mają wielu kontrahentów i nie sposób co chwila sprawdzać wiarygodność każdego z nich. Takie monitorowanie przydaje się również firmom, które swoją działalność opierają na współpracy z jednym czy dwoma partnerami biznesowymi.

– Niestety kredytowanie się kosztem partnerów biznesowych jest w Polsce zjawiskiem dość popularnym. Ocena, czy problem z płatnościami wynika z pandemii koronawirusa, czy stanowi element strategii kontrahenta, jest dziś na pewno trudniejsze. Weryfikacja pozwala sprawdzić, czy dana firma ma nieuregulowane zobowiązania oraz z jakiego okresu pochodzi ewentualny dług – tłumaczy Olga Krawczyk-Sadowska.

Powrót do pracy? Byle szybciej

Nikt nie potrafi określić, jak długo walka z pandemią może jeszcze potrwać. Tymczasem przedsiębiorcy chcą powrotu do pracy jak najszybciej i w jak najszerszym zakresie.

– To, co możemy im dziś doradzić, to "bądźcie na bieżąco z wszelkimi informacjami i reagujcie na każdą zmianę". Część firm, z którymi współpracujemy, już w momencie wprowadzenia pierwszych ograniczeń płynnie przeszła w tryb pracy zdalnej. Dostosowanie się do aktualnych warunków to dziś kluczowa kwestia – nie ma wątpliwości Olga Krawczyk-Sadowska.

26 proc. pytanych przez BIG liczy na powrót do normalności na początku czerwca, 24 proc. wskazuje na początek lipca, a co trzeci obawia się, że może to potrwać znacznie dłużej.

– Gospodarka potrzebuje pieniędzy i jak najszybciej musi zacząć funkcjonować, a firmy i pracownicy wrócić do pracy. Problem w tym, że na rynku zapanował olbrzymi strach. Ludzie się dziś boją. Jak w takich warunkach organizować spotkania czy pracę w grupie? Co z opieką nad dziećmi, jeśli szkoły nadal pozostaną zamknięte? Jak przekonać klientów do korzystania z usług fryzjerów czy kosmetyczek? Co ze swobodnym przepływem zagranicznych pracowników? Pytań jest mnóstwo, a dobrych odpowiedzi na razie brak – kwituje Marek Mika.

Materiał powstał we współpracy z BIG InfoMonitor

gospodarka
kryzys
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(11)
WYRÓŻNIONE
jaś
4 lata temu
Jedynym sektorem gospodarki który nie stracił i dalej zarabia to sektor Rydzyk
kkk
4 lata temu
A rząd i tak się chwali, ile to oni dali pieniędzy, jaka tarcza jest super i nie ma żadnego kryzysu. A ludzie w to wierzą - patrz wyniki wyborów.
Polak
4 lata temu
Mam nadzieję że elektorat PiS to odczuje
NAJNOWSZE KOMENTARZE (11)
Cyrus
4 lata temu
No to nie jest koronawirus, oj jaki straszny, płace za szybko rosły, gospodarka się tak rozpędzila że nie mogła wyhamowac więc who pomogło jakimś wirusem, srusem, teraz bierny będzie jeszcze biedniejszycl, tzn ten co Tyra a bogaty dalej będzie bogaty, i tak następne 2lata.jezeli ma wirusa umieraly by dzieci, młodzież, wszyscy to by mm uwierzył ale ze 70..80..90latek, Mo niestety przyszedł czas,człowiek słaby ale, zus się cieszy i rozdaje kasę, na opieki, tarcze itd. Paranoja
sok
4 lata temu
Niemożliwe. Przecież w TVP mówią, że teraz Polakom żyje się lepiej. Jestem gotowa w to uwierzyć, bo połowa Polaków głosowała na Dudę. Chyba że to jacyś masochiści.
enter
4 lata temu
A w sektorze produkcyjnym i budowlanym brakuje rąk do pracy. Może zatem zdjąć krawat i do kielni ?
Miss piss
4 lata temu
Przedłużyć termin opiekuńczego na bombelki zdrowe do wiosen ukończonych ośmiu na czas do końca 2028 roku. Niech każdy pracodawca wreszcie poczuje, że zatrudnia pracownika nie po to żeby dla niego pracował ale dlatego, że ma ważną misję społeczną do wypełnienia. Na swój koszt, zresztą. A nie tylko: przychód, produkcja i inne bzdety. Najważniejsze są bombelki!
1234
4 lata temu
i to wszystko zgotował PIS a wyznawcy dalej maja klapki na oczach sprzedali się za 500+ wczasy + ale kryzys ich też dotknie i co w tedy poczną ciemnogród