Do szpitala tymczasowego Pyrzowicach pod Katowicami do tej pory trafiło kilkunastu pacjentów. W krakowskim szpitalu przebywa z kolei w tej chwili 21 pacjentów z COVID-19. Biorąc pod uwagę to, że szpitale miały mieć dużo ponad 100 łóżek, to niewiele. Jednak oba te szpitale tymczasowe przynajmniej działają i służą pacjentom. A to nieliczne wyjątki.
Pod koniec października rząd ogłosił wielki plan budowy szpitali tymczasowych. Miał taki być w każdym województwie. Do tego za budowę placówek wzięły się największe spółki państwowe.
Jak wyszło? Z udostępnionych money.pl danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że wszystkich działających szpitali jest obecnie 11. Tych "rządowych" jest siedem, pozostałe cztery wybudowały państwowe spółki. Ile szpitali ostatecznie powstanie? Państwowe spółki budują jeszcze kilka, prace nad niektórymi z nich zostały przerwane - wojewodowie stwierdzili, że takie placówki po prostu nie są potrzebne.
Szpitale tymczasowe zostały już otwarte w mniejszych miastach, jak Krynica czy Siedlce. Nie ma ich natomiast w Gdańsku, Wrocławiu, Poznaniu, Łodzi, nadal nie jest otwarty ten w Szczecinie.
Czasem dochodzi zresztą do absurdalnych sytuacji. W Kielcach na przykład na początku grudnia urządzono uroczyste zakończenie budowy, a pomiędzy łóżkami i specjalistycznym sprzętem przechadzał się wojewoda świętokrzyski. Po konferencji prasowej jednak łóżka i sprzęt zostały wyniesione. Oficjalny powód? "Prace wykończeniowe".
W Łodzi przygotowano szpital tymczasowy, ale ten na razie nie będzie przyjmował pacjentów. Czemu? Wojewoda tłumaczy, że obecnie nie ma aż tylu chorych z COVID-19, by była potrzeba szpital otwierać. W Poznaniu szpital tymczasowy nie może nawet ruszyć - nie ma zgody od resortu zdrowia.
Pod koniec listopada odwiedziliśmy budowę szpitala tymczasowego w szczecińskiej Netto Arenie. Prace nie wyglądały na zaawansowane, ale rzeczniczka wojewody zapewniała, że obiekt będzie gotowy w połowie grudnia. Wróciliśmy więc w połowie grudnia. Prace się specjalnie nie posunęły. Robotników nie widać w ogóle, pojawił się tylko pusty namiot oznaczony jako "punkt przyjęć".
Agnieszka Muchla-Łagosz, rzeczniczka wojewody zachodniopomorskiego, nie chciała się odnieść do naszych pytań, zapewnia jednak, że we wtorek odbędzie się specjalna konferencja prasowa na ten temat.
"Dwóch pacjentów"
A co ze szpitalami, które zostały oddane do użytku przez państwowe spółki? Tu już resort aktywów państwowych odsyła do szpitali, które miały koordynować prace medyczne. Pierwszym obiektem wybudowanym przez państwową spółkę był szpital w Krynicy. Dzwonimy do szpitala, pytamy, ilu przebywa pacjentów. Odpowiedzi nie dostajemy, "bo w tej chwili nie ma dyrektora". Kiedy będzie? Nie wiadomo, "ale dzisiaj już nie".
Pacjenci są natomiast w szpitalu w Płocku, który na początku grudnia oddał do użytku Orlen. Konkretnie, jak słyszymy w szpitalu, jest ich dwóch, choć łóżek jest 200.
"Na trzecią falę nie zdążymy"
Szacuje się, że budowa szpitala tymczasowego może pochłonąć nawet kilkanaście mln zł. Czemu więc budowano szpitale, w których w najlepszym wypadku przebywa kilkunastu pacjentów? Zadaliśmy takie pytanie resortowi zdrowia. - Podjęto decyzję o uruchamianiu szpitali wytypowanych do pełnienia roli szpitali tymczasowych w zależności od sytuacji epidemiologicznej w kraju oraz w poszczególnych województwach - taką dostaliśmy odpowiedź z biura rzecznika ministerstwa.
Rzecznicy szpitali i urzędów wojewódzkich oficjalnie odpowiadają, że sytuacja pandemiczna nie jest obecnie zła. Wolne miejsca są w większości zwykłych szpitali, więc po prostu nie trzeba pacjentów przenosić do tych tymczasowych.
Może więc decyzja o ich budowie była pochopna? - W Hiszpanii czy we Włoszech na początku roku nie otwierano masowo szpitali tymczasowych. Nam by wystarczył na cały kraj jeden, może dwa. Tymczasem szpital na Narodowym stał się pośmiewiskiem, a o innych już mało kto pamięta - słyszę anonimowo od pracownika jednego ze szpitali. Ale to jedna strona medalu.
Niektórzy medycy uważają, że budowę szpitali tymczasowych trzeba jednak dokończyć - mogą się przydać na spodziewaną na przyszły rok trzecią falę pandemii. Podczas piku drugiej fali, kiedy media obiegały informacje o karetkach krążących z pacjentami, których szpitale odsyłały, byłyby przecież bardzo potrzebne.
Takie zresztą były zapowiedzi rządu. Szpitale tymczasowe miały służyć nie tylko podczas drugiej fali, ale i być gotowe w nadchodzących miesiącach. Minister zdrowia Adam Niedzielski w listopadzie deklarował, że szpitale tymczasowe powinny być utrzymane do końca marca. - Szpitale tymczasowe to zabezpieczenie na wypadek trzeciej fali - mówił podczas jednej z konferencji prasowych, podkreślając, że do marca przyszłego roku na pewno nie znikną.
Jednak nadal nie wiadomo, kiedy w praktyce powstaną. Są i inne problemy. - Prowadziliśmy wielką rekrutację do szpitala tymczasowego, zgłosiły się dziesiątki osób. Jednak nie możemy z nimi podpisać umów. Z prostego powodu - nie wiemy, czy i kiedy szpital ruszy. Jednocześnie wojewoda zastrzegł sobie prawo do uruchomienia szpitala tymczasowego w kilka dób - słyszymy w dyrekcji jednego ze szpitali, który ma prowadzić obiekt tymczasowy.
Szefowie szpitala stwierdzili, że gdy przyjdzie więc sygnał od wojewody, do szpitala tymczasowego ruszą medycy z tego "zwykłego" szpitala. A w kilka dób trzeba będzie ściągnąć dodatkowy personel. "To w ogóle wykonalne?", dopytujemy. W słuchawce słyszymy jednak tylko głębokie westchnięcie.