Studenci warszawskiej SGH i Uniwersytetu Śląskiego przez najbliższy semestr będą się uczyć zdalnie. Wiele innych uczelni wprowadzi natomiast "systemy hybrydowe" - część zajęć będzie się odbywać zdalnie, część stacjonarnie. W ten sposób mają uczyć się w najbliższym czasie studenci m.in. Uniwersytetu Warszawskiego, Akademii Leona Koźmińskiego czy poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza.
Sporo studentów i szykujących się na studia maturzystów jednak ciągle czeka na decyzje władz uczelni. Te z kolei czekają na ruch ze strony ministerstwa.
- Jeżeli sytuacja epidemiczna nie zmieni się w najbliższym czasie, we wrześniu zostanie wydane rozporządzenie w sprawie ograniczenia działalności uczelni utrzymujące te zasady, które obowiązują w rozporządzeniu wydanym pod koniec maja - odpowiada money.pl ministerstwo. A to rozporządzenie dopuszcza tradycyjną formę kształcenia, ale w bardzo wąskim zakresie. Większość zajęć natomiast powinno się według tych wytycznych odbywać zdalnie.
- Zwracamy jednocześnie uwagę, że uczelnie są autonomiczne i nie powinny czekać na ostatnią chwilę z przygotowaniami do zajęć i każda uczelnia musi dostosować swoje założenia organizacyjne do sytuacji epidemicznej w mieście czy regionie - zwraca uwagę Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Biorąc pod uwagę ciągle rosnącą liczbę zakażeń koronawirusem, trudno się spodziewać, by wiele szkół wyższych wróciło do form nauczania sprzed pandemii.
Jak to wszystko wpłynie na finanse uczelni? Od Ewy Barlik, rzeczniczki Akademii Leona Koźmińskiego, słyszymy, że póki co w tym roku podań od maturzystów jest mniej więcej tyle, co w zeszłym roku. Niewiadomą są jednak studenci z zagranicy - pytanie, czy wrócą na zajęcia, jest póki co otwarte.
Trudne chwile przeżywają natomiast ci, którzy w inny sposób żyją ze studentów - na przykład właściciele mieszkań na wynajem. - Działamy na tym rynku od 26 lat - i takiej sytuacji jeszcze nie było - opowiadają nam pracownicy studenckiego biura kwater 3xA z Poznania.
Czytaj też: Powrót do szkoły. Co z zasiłkiem opiekuńczym?
Mniej chętnych, ceny te same
Zwykle połowa sierpnia była dla takich biur intensywnym okresem. Studenci czuli, że to już ostatni dzwonek na poszukiwania lokum. Teraz ruch jest minimalny, słyszymy w biurze 3xA. Studenci np. słyszą, że będą musieli dojeżdżać na uczelnię tylko dwa razy w tygodniu, na przykład na ćwiczenia. Reszta zajęć ma się natomiast odbywać zdalnie. Specjaliści od rynku nieruchomości nie dziwią się więc, że studenci nie palą się do wynajmowania mieszkań - w końcu dwa razy w tygodniu można zwykle bez trudu dojechać z innego miasta.
Specjaliści zajmujący się wynajmem mieszkań studentom zauważają jednak dziwną prawidłowość. Choć niewielu studentów przymierza się do wynajmu przed październikiem, to ceny wynajmu nie spadają.
- Fakt, przez ostatnie lata ceny rosły jak szalone. W tym roku wyhamowały, ale nie spadają. Ja tego nie rozumiem. Przecież gdyby właściciele zeszli w dół o jakieś 200 zł, to mogliby znaleźć chętnych. A tak - żacy wolą zostać w domach rodziców i dojeżdżać te dwa razy w tygodniu - słyszymy w krakowskim biurze nieruchomości.
I rzeczywiście - w serwisach ogłoszeniowych pokoje studenckie w Warszawie potrafią kosztować ponad 1 tys. zł. W innych miastach, na przykład w Poznaniu, jest taniej. Ale też zwykle trzeba wydać ok. 800 zł na miesiąc.
Właściciele biura 3xA przewidują natomiast "powrót do lat 90.". Wtedy często studenci szukali stancji - na przykład pokoi w mieszkaniach emerytów. Takie lokale były zdecydowanie tańsze niż studenckie mieszkania. Według niektórych agentów od nieruchomości może być to ciekawa alternatywa na ciężkie czasy. A emeryci będą mogli w ten sposób nieco dorobić. Problemem może być jednak to, że emeryci są grupą największego ryzyka, jeśli chodzi o COVID-19.
- Przy zachowaniu reżimu sanitarnego, i jeśli taki student będzie przyjeżdżał tylko dwa razy w tygodniu, może się okazać, że nie będzie to niebezpieczne - przekonują nas pracownicy studenckich agencji nieruchomości.