Polska stała się dla Niemiec "obszarem ryzyka" 24 października. Od tej pory osoby przekraczające granicę powinny przedstawić wynik świeżo wykonanego testu na koronawirusa - lub udać się na kwarantannę.
Regionalne władze zrobiły jednak wyjątki - na przykład w Brandenburgii kwarantanna nie dotyczy tych, którzy codziennie z Polski dojeżdżają do pracy.
Inny przygraniczny land, Meklemburgia - Pomorze Przednie, początkowo też to planował. Jednak ostatecznie zmodyfikował przepisy. Owszem, pracownicy przygraniczni czy uczniowie niemieckich szkół nie muszą iść na kwaratannę, jednak co tydzień muszą robić testy na obecność koronawirusa.
Z tymi był jednak problem. Żaden pobliski szpital nie mógł zorganizować tylu badań, żeby obsłużyć prawie wszystkich pracujących w Niemczech Polaków. Lokalni przedsiębiorcy oraz lekarze znaleźli więc rozwiązanie - tymczasowe centrum badań na stadionie piłkarskim w 10 tysięcznym Torgelow. To ok. 30 km od polskiej granicy.
Ilu osób testowanie może dotyczyć? Według ostrożnych szacunków, z samego Szczecina i okolic dojeżdża do pracy do Niemiec ok. 7 tys. osób.
Polscy pracownicy mają nie płacić sami za cotygodniowe testy - przynajmniej ci, którzy pracują w niemieckich firmach. Koszty mają na siebie wziąć pracodawcy - a nie są one małe. Jeden test na stadionie Torgelow kosztuje 70 euro, a więc ok. 322 zł.
Wielkie testowanie może kosztować miliony
Zakładając, że im wszystkim niemieccy pracodawcy opłacą co tydzień testy, to ich koszty wyniosą ponad 9 mln zł miesięcznie.
Część z dojeżdżających osób jest jednak zatrudniania przez polskie firmy, a czasem przez polskie agencje pracy. Czy one też zapewnią Polakom finansowanie testów?
- Cotygodniowe testy? Nic o tym nie wiemy. My robimy naszym pracownikom testy przed wyjazdem do pracy w Niemczech. I to tyle - słyszę w jednej z agencji pośrednictwa pracy.
Również polskie firmy działające w Niemczech niekoniecznie wiedzą o lokalnych przepisach. - My naszym pracownikom testów nie robimy - mówi nam przedstawiciel polskiej firmy spedycyjnej, która ma biuro w Niemczech.
A za nieprzestrzeganie przepisów koronawirusowych mogą grozić gigantyczne kary, sięgające nawet 25 tys. euro. Te grożą przede wszystkim pracownikom, którzy nie poddadzą się testom. Jednak i same firmy wiele ryzykują. Na przykład mogą być zmuszone do przerwania produkcji - i wysłania wszystkich pracowników na kwarantannę.
Czytaj też: Koronawirus. Przygraniczne miejscowości pustoszeją. "Zamknięta granica to dla nas wyrok"
Ile takich kar dotychczas zostało wydanych? - My takich mandatów nie nakładamy, to rola naszych sanepidów. Chociaż kontrolujemy granice, sprawdzając, czy przy wjeździe do Polski ma się dokumenty poświadczające zatrudnienie w Niemczech - słyszymy od lokalnego oddziału policji federalnej w przygranicznym Pasewalku.
Z naszych informacji wynika jednak, że niemieckie sanepidy nie przeprowadzały dotychczas większych kontroli wśród Polaków. Nawet kontrole graniczne są rzadkością. Widzieliśmy je tuż po wprowadzeniu nowych zasad przez niemieckie władze. - Teraz policjantów czy strażników się właściwie nie widzi, przynajmniej na tym przejściu, które ja przekraczam - opowiada profesjonalny kierowca, który codziennie przejeżdża przez granicę polsko-niemiecką.