W kraju wyłożonym kostką brukową aż trudno uwierzyć, że jej producent może mieć problemy. Tak jednak stało się z Libetem. Było naprawdę blisko końca spółki, ale jednak - jak zapewniają jej władze - przetrwa.
W trzecim kwartale spółka Libet - ścisła czołówka polskiego rynku kostki brukowej - miała zysk 1,8 mln zł (rok wcześniej strata 2,5 mln zł) przy przychodach 64 mln zł (+10 proc. rok do roku). Po trzech kwartałach czysty zysk wynosi już 19,7 mln zł, a przychody poszły w górę o ponad 6 proc. rok do roku - podano we wstępnym raporcie finansowym.
Roczna prognoza zarządu mówi o 17 mln zł zysku netto i wygląda na to, że nie będzie najmniejszego problemu z jej realizacją. A to bardzo istotne. Banki uważnie przyglądają się temu, co się w spółce dzieje.
Czytaj też: Libet dogadał się z bankami
Zobacz też: Nie tylko prywatny basen i siłownia. Polacy kupują mieszkania premium
Ciężkie chwile za Libetem
Konkurująca z Polbrukiem i Bruk-Betem spółka, dominuje w segmencie kostki brukowej premium (kostka wyższej jakości, lepsze wzornictwo, materiały wyższej jakości itd.), z udziałem wynoszącym około jednej trzeciej rynku. W ubiegłym roku mało brakowało, a te dwie ostatnie firmy miałyby ten "kawałek tortu" do zagospodarowania. Libet wpadł w poważne tarapaty.
Przeinwestował, a refinansowanie długu przy wykazywanych od trzech lat stratach okazało się trudne. Libet miał problem z realizowaniem płatności wobec dostawców, którzy skracali terminy. Brakowało materiału do produkcji i spółka nie dostarczała tyle produktu, ile chcieliby klienci.
- To kwestia kapitału pracującego. W ubiegłym roku mieliśmy problem ze środkami finansowymi na realizację naszych dostaw, spłacaliśmy duże kwoty rat kapitałowych z kredytów, spłaciliśmy w dużym stopniu naszych dostawców, którzy obniżyli nam kredyty kupieckie - opisuje money.pl Sławomir Salamon, dyrektor finansowy Libetu.
W 2018 roku przychody spółki spadły o 38 proc. do 178 mln zł. Strata netto wyniosła 30,7 mln zł. W tej sytuacji nie było wyjścia i trzeba było pozbywać się majątku. I po tegorocznych wynikach widać, że się udało.
- W tym roku nie mamy problemów z finansowaniem produkcji, udało się nam odbudować zapasy i realizować przyjętą strategię sprzedaży. Do tego widać duży popyt na nasze produkty premium, co wiąże się z aspektem bogacenia się społeczeństwa - wskazuje Salamon.
- Duży popyt ze strony budownictwa indywidualnego jest bardzo widoczny. Gdy powstaje dom, to na samym końcu budujemy podjazd i teraz widać, że w wielu inwestycjach mieszkaniowych Polaków właśnie przyszedł ten etap - kontynuuje. Wzrost zamówień na produkty nie-premium widać też ze strony dużych firm budowlanych, wykonawców większych inwestycji.
Dlaczego tak późno?
Skoro mimo sprzedaży zakładów udaje się uzyskiwać wyższe przychody i zyski, to zasadne jest pytanie, dlaczego spółka tak długo czekała z podobną decyzją?
- Odpowiedź na to pytanie jest złożona - odpowiada Salamon. - Spółka w celu realizacji programu naprawczego przeprowadziła szereg analiz, aby określić działania zmierzające do wdrożenia programu naprawczego, który zakładał między innymi sprzedaż części majątku.
W całym procesie określiliśmy, które aktywa możemy sprzedać. To wszystko i tak nie było takie oczywiste, bo nawet w przypadku tych mniej rentownych zakładów trzeba było uwzględnić aspekt logistyki zaopatrzenia w surowce, odległości dostaw do naszych odbiorców, stanu parku maszynowego - dodaje.
- Jeden ze sprzedanych zakładów wymagał dużych nakładów finansowych na utrzymanie parku maszynowego, a drugi był znacznie oddalony od naszych odbiorców. Jednak aby nie utracić odbiorców, udało nam się przesunąć w znacznym stopniu produkcję do innych zakładów, tak że transakcja nie była problemem dla całej organizacji. A skończyło się uzyskaniem dobrej ceny - wskazuje dyrektor.
Dzięki sprzedaży zakładów spółka została po części oddłużona. Do kasy spółki wpłynęło łącznie 44,9 mln zł, z czego 24 mln zł zostały przeznaczone na zmniejszenie zadłużenia, a reszta zasiliła kapitał obrotowy spółki. Libet prowadzi obecnie produkcję w trzynastu zakładach produkcyjnych.
Salamon wskazuje przy tym, że i rynek się zmienił. - Od 2018-2019 roku mamy rynek popytowy w odróżnieniu od lat 2016-2017, gdzie musieliśmy obniżać znacząco ceny sprzedaży i pracować na maksymalnej wydajności, aby uzyskać próg rentowności - mówi.
Podwyżka cen energii nie przyniosła wysokich szkód, bo nie stanowią one znaczącego udziału w kosztach ogółem.
Dywidenda nie tak zaraz
Jest dobrze, ale jeszcze nie na tyle, żeby spółka już szykowała się do wypłaty dywidend. Ostatnią wypłaciła w 2012 roku.
- Skupiamy się na odbudowie kapitału pracującego. Jeżeli ten aspekt zostanie spełniony, to na pewno będziemy chcieli wypłacać dywidendę - informuje Salamon.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl