Jeden z możliwych wariantów to państwowe promesy - czytamy we wtorkowym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej". Poniekąd może to być konieczność, bo pieniądze na KPO będą pozyskiwane na rynkach przez Komisje Europejska.
Jednak zanim one wpłyną do Polski, najprawdopodobniej jesienią, państwa członkowskie już powinny zacząć realizować projekty, tak by udało im się je zrealizować do sierpnia 2026 r. Do tego bowiem dnia trzeba będzie się z unijnych środków rozliczyć.
Jak informuje źródło "DGP" zbliżone do rządu, promesy mają być elementem rozruszania gospodarki, jeszcze przed zastrzykiem z UE. Może być to też sposób na poprawienie wizerunku rządu, nadszarpniętego konfliktami w Zjednoczonej Prawicy.
Jak takie przekazywanie pieniędzy, których jeszcze nie ma może wyglądać? Jak przewiduje gazeta, bardzo możliwe, że będzie to powtórka z akcji przekazywania czeków samorządowcom z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych.
PiS realizował ten pomysł w trakcie kampanii wyborczej. Kto może dostać najwięcej? Tu jeszcze nie ma pewności. Jednak zgodnie z ustaleniami "DGP" 100 proc. dotacje mają być prawdopodobne w sektorze rolniczym.
Podobnie może też być w obszarze infrastruktury wodno-kanalizacyjnej.