Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Weronika Szkwarek
|
aktualizacja

Krajowy rynek węgla stanął na głowie. Rząd obwinia pośredników. Tak odpowiadają

Podziel się:

Rząd wprowadził nową ustawę, która ma regulować cenę węgla i ukrócić zwyżkę cen wśród dystrybutorów. Ci twierdzą, że problem cen nie leży w marżach, a w tym, że węgla na rynku po prostu brakuje. – Jeśli cena ma spadać, trzeba zwiększyć podaż krajową lub odblokować import. Nie ma trzeciej drogi – mówi w rozmowie z money.pl szef Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.

Krajowy rynek węgla stanął na głowie. Rząd obwinia pośredników. Tak odpowiadają
Problemem – zdaniem dystrybutorów – nie są ceny węgla, a jego dostępność (Getty Images, Monty Rakusen)

Rząd szybko znalazł winnych, gdy ceny węgla poszybowały. Minister klimatu i środowiska stwierdziła niedawno, że niektórzy pośrednicy wykorzystali trudną sytuację do spekulacji cenowych. O tym, że dystrybutorzy tworzą wysokie marże mówił też rzecznik rządu, a także sam premier Morawiecki, który tłumaczył, że rząd chce ominąć łańcuszek pośredników "po to by ci nie zarabiali, tylko by Polacy mieli jak najtańszy węgiel".

Co na to sami dystrybutorzy? Prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla Łukasz Horbacz w rozmowie z money.pl mówi, że rząd bardziej walczy z oznaką problemu niż jego źródłem, czyli brakami surowca i koniecznością jego importu. – Od mieszania w garze z zupą, zupy nie przybędzie – mówi obrazowo.

Weronika Szkwarek, money.pl: Wśród rządzących panuje retoryka, że mają państwo teraz eldorado.

Łukasz Horbacz, prezes zarządu Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla: Do mnie stale dzwonią firmy ze swoimi problemami. I żeby było zabawniej – firmy, które przy ograniczonej dostępności węgla krajowego wspierają się importem z portów, mają obecnie mniejszą marżę niż miały przy tych normalnych cenach węgla, kiedy kosztował po 800-1100 zł. To nie jest eldorado. W trakcie eldorado firmy się nie zamykają. Ci, którzy uważają, że jest inaczej, sami powinni wejść w handel węglem. Byleby na uczciwych rynkowych zasadach.

Co zmieniło się po wprowadzeniu embarga na rosyjski węgiel?

Odkąd embargo zaczęło obowiązywać, czyli od 16 kwietnia, krajowy rynek węgla stanął na głowie. Braki były zauważalne od razu, ceny poszybowały, dostępność węgla bardzo mocno się ograniczyła.

Jaki jest efekt embarga na Rosję? Importowaliśmy rocznie 8 mln ton węgla. Import tego surowca do Polski z Rosji to tylko 4 proc. tamtejszego eksportu. Możemy mówić co najwyżej o "prztyczku" wymierzonym w agresora. Z moralnego punktu widzenia embargo na wszelkie produkty z Rosji wydaje się zasadne, z biznesowego – niekoniecznie.

W takim razie skąd wzrost cen węgla?

Według naszych szacunków do końca roku zabraknie między 9 a 11 milionów ton węgla. Założyliśmy popyt na zeszłorocznym poziomie i wzięliśmy pod uwagę ograniczenia wynikające z przepustowości portów.

Skala braku będzie także zależna od tego, co stanie się z popytem. Na razie popyt jest wzmożony. On rósł od początku wojny, kiedy ceny węgla zaczęły rosnąć – klienci w obawie przed wysokimi cenami bardzo intensywnie kupowali, co dla marca/kwietnia nie jest zachowaniem typowym. Z drugiej strony mamy mocno ograniczoną podaż. Ten popyt w zderzeniu z ograniczoną podażą krajową spoza naszych granic prowadzi do bardzo wysokich cen.

Minister Moskwa stwierdziła, że niektórzy polscy pośrednicy "korzystają ze zrobionych wcześniej zapasów surowca, często zakupionych po dużo niższych cenach. Zawyżają ceny, wykorzystując sytuację, że węgiel jest potrzebny w wielu polskich domach". Jak pan odniesie się do tych słów?

Są w tej chwili dwa równolegle funkcjonujące rynki węgla, czego rządzący nie chcą zauważyć. Mamy z jednej strony krajowych producentów, którzy sprzedają węgiel w cenach relatywnie niskich w stosunku do cen światowych i producenci ci mają takie mechanizmy, które mają zagwarantować, aby ta niska cena była również dostępna dla finalnego odbiorcy. Trudno oszacować, czy wszystkie firmy się do tego stosują.

W moim odczuciu większość firm uczciwie podchodzi do tematu – kupują tani polski węgiel i sprzedają dalej z uczciwym narzutem. I to są ceny węgla na poziomie 1000-1400 zł brutto. Natomiast jest druga część rynku, czyli węgiel importowany, którego dostępność jest nawet bardziej ograniczona niż dostępność węgla krajowego. Ten półprodukt, który wymaga dostosowania do obecnych norm, już kosztuje blisko 2200 zł w hurcie w portach.

Ze strony związków wyszła taka retoryka, że ktoś kupuje węgiel za 1000 zł, a sprzedaje za 3000 zł. Nie bierze się pod uwagę, że mówimy o dwóch różnych rynkach – polskim i importowanym. Jeszcze raz podkreślam, cena wynika z ilości towaru na rynku. Jeśli cena ma spadać, trzeba zwiększyć podaż krajową lub odblokować import. Nie ma trzeciej drogi.

Rząd zapowiedział też rekompensaty dla tych, którzy będą sprzedawać węgiel "po cenie akceptowalnej". Czy pana zdaniem przedsiębiorcy mogą zawierzyć słowom rządzących*?

Jest to na pewno za mało, aby móc dyskutować o skutkach biznesowych. Będziemy mogli rozmawiać, kiedy pojawią się konkrety. To embargo było swojego rodzaju rewolucją, bo rynek był przyzwyczajony do pracy na węglu ze Wschodu – bo nie mówimy tu wyłącznie o Rosji, ale i o Kazachstanie. To wynikało z tego, że mieliśmy odchodzić od węgla przez ostatnie 10 lat, w związku z czym krajowe wydobycie malało systematycznie, szybciej niż zapotrzebowanie na ten węgiel. Przez to pojawiła się dziura, którą zamknął właśnie import ze Wschodu. W 80 proc. z Rosji, w kilkunastu proc. z Kazachstanu, w kilku proc. z pozostałych kierunków.

Po wprowadzeniu embarga siłą rzeczy nie mamy węgla z Rosji, natomiast nie ma też węgla z Kazachstanu, bo Rosjanie w ramach odwetu blokują tranzyt węgla z tego kraju. Zostają tylko porty, przez które można te braki uzupełniać, ale mają ograniczoną przepustowość.

Od wprowadzenia embarga wiele firm ruszyło w świat w poszukiwaniu kontraktów na jego dostawy – brak im jednak doświadczenia w handlu morskim. Poważną barierą są też koszty finansowania – mały statek to 30-40 tys. ton, podczas gdy do tej pory przy imporcie koleją posługiwano się pociągami 2-4 tys. ton. Niewiele podmiotów jest w stanie sfinansować taką skalę biznesu. Ponadto z dnia na dzień nie da się zastąpić węgla ze Wschodu zupełnie innym węglem z zupełnie innych, egzotycznych kierunków – węglem o diametralnie innych parametrach jakościowych niż to, co było ściągane do Polski dotychczas. Rynek potrzebuje czasu, aby się do tego dostosować.

Czasu – to znaczy? Możemy mówić o perspektywie kilku miesięcy czy raczej lat?

Myślę, że jest to kwestia miesięcy. Poza Kolumbią, która jako jedyna dostarczała do Polski węgiel, mówimy o miesiącu-dwóch, kiedy rynek się do tego dostosuje.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Greenpact - rozmowa z Mateuszem Żydkiem

Problemem pozostaje dostępność portów i wysoka cena, ponieważ ten węgiel importowany kupuje się po cenach najczęściej opartych o indeksy, a te indeksy są nadal na bardzo wysokich poziomach. Należy pamiętać, że pozostała część UE też będzie miała embargo na węgiel rosyjski, tyle że od połowy sierpnia. Obecnie wszyscy traderzy z całej Europy licytują się o węgiel właśnie z Kolumbii czy Indonezji. W związku z tym uważam, że ceny importu utrzymają się na wysokim poziomie co najmniej do wiosny.

Głosy, jakie płyną z branży, mówią o tym, że nie mamy w Polsce takiej przepustowości, która byłaby w stanie wypełnić zapotrzebowanie na węgiel.

Te 8 mln ton na rok to i tak jest liczone bardzo ambitnie. Ja bym bardziej zakładał realne 6 mln ton. Miejmy nadzieję, że przy odpowiedniej determinacji da się to osiągnąć.

Czy w takim razie węgla w Polsce może zabraknąć?

Zdecydowanie węgla może zabraknąć, o tym też pisaliśmy w liście otwartym do premiera sześć tygodni temu.

Minister Anna Moskwa powiedziała, że cena węgla ma wynosić docelowo 996,9 zł za tonę. Czy jest to realne?

Problemem nie jest cena, a dostępność. Ostatnio używam takiego określenia obrazującego sytuację: od mieszania w zupie, zupy nie przybędzie. To, co teraz robimy, to jest skupianie się na tym, jak zamieszać w tym garze z zupą, a nie na tym, z czego zrobić więcej zupy.

*We wtorek rząd ujawnił szczegóły planu, który ma ulżyć Polakom wciąż polegającym na węglu. Firmy, które sprzedadzą surowiec po ok. 1000 zł za tonę, będą mogły liczyć na rekompensatę ok. 750 zł/t. Rząd zagwarantuje cenę węgla na poziomie 996,9 zł za tonę. Z Łukaszem Horbaczem rozmawialiśmy przed wtorkową informacją rządu.

Weronika Szkwarek, dziennikarka money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl