Sprzedaż uprawnień do emisji CO2 powinna generować środki, które następnie mają posłużyć transformacji polskiej energetyki. Jak wynika z informacji "Rzeczpospolitej", niewiele z tych środków zostało wykorzystanych zgodnie z przeznaczeniem.
Jak czytamy, zgodnie z unijną dyrektywą państwa muszą raportować, na co przeznaczyły 50 proc. środków ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2, które trafiły do budżetu lub ich równowartość. Co za tym idzie – może nie być bezpośredniego powiązania między tym, na co środki wydano, a tym, co zostało zaraportowane.
– Mamy więc możliwość dużej dobrowolności i kreatywnej księgowości – mówi Marcin Kowalczyk z Fundacji WWF Polska, ekspert ds. finansowania transformacji, b. negocjator klimatyczny.
Ministerstwo się tłumaczy
"Ministerstwo Klimatu i Środowiska broni się, że praktyka pokazuje, iż działania podatkowe oraz polityki regulacyjne wywierające wpływ na wsparcie finansowe transformacji są równie skuteczną metodą jak bezpośrednie wsparcie inwestycyjne" - wskazano.
– Poprzez polityki regulacyjne wspierany jest również rozwój OZE (od roku 2016 – około 9,5 mld zł) czy też dofinansowane są różne formy transportu zbiorowego, co przyczynia się do zmniejszenia emisji transportowych (od roku 2016 – około 10 mld zł) – podkreśla resort w stanowisku przesłanym "Rzeczpospolitej".
Natomiast zdaniem Tobiasza Adamczewskiego, eksperta Forum Energii, środki pochodzące ze sprzedaży uprawień do emisji CO2 powinny iść tam, gdzie inwestycja nie przyniesie zwrotu, czyli tam, gdzie występuje tzw. luka inwestycyjna.