- Jesteśmy na początku masowego wymierania – mówiła podczas wrześniowego szczytu klimatycznego ONZ 16-letnia aktywistka Greta Thunberg, wytykając przywódcom, że jedyne, na czym są skupieni, to pieniądze i wzrost gospodarczy.
Eksperci nie mają wątpliwości: mamy kryzys klimatyczny, za który w sposób dominujący odpowiadamy my sami. To, jak żyjemy i pracujemy – m.in. używanie paliw kopalnych, wycinanie lasów czy hodowla zwierząt gospodarskich – wpływa na zmiany klimatu i wzrost temperatury.
Jednak nie tylko przestarzałe technologie są zmorą ekologów i klimatologów. Cześć osób stawia pytanie, czy faktycznie potrzebujemy innowacji, które – choć wydają się potrzebne – pochłaniają mnóstwo energii i mogą być szkodliwe dla środowiska?
Szczególne kontrowersje wzbudza kwestia energochłonności technologii blockchain, czyli rozproszonej bazy danych, która ma zastosowanie m.in. w potwierdzaniu prawa własności, finansach czy obrocie bitcoinem. I właśnie po ten ostatni argument krytycy sięgają najchętniej.
Naukowcy z Uniwersytetu w Cambridge stworzyli narzędzie do badania całkowitego zużycia energii elektrycznej w sieci bitcoin. W momencie, gdy piszę artykuł, roczne zapotrzebowanie na energię do "kopania" i obrotu kryptowalutą wynosi 74,8 TWh. To więcej niż potrzebują Czechy czy Szwajcaria.
Co więcej, jedna transakcja w sieci bitcoina zużywa ponad 1 tys. KWh. Dla porównania - 2 tys. KWh zużywa w ciągu roku polska, czteroosobowa rodzina, która mieszka w domu jednorodzinnym. Inny przykład? Firma płatnicza Visa potrzebuje jedynie (!) 169 KWh dla 100 tys. swoich transakcji.
Zdaniem ekspertów, ważniejszy jest jednak tzw. ślad węglowy, czyli suma emitowanych gazów cieplarnianych w przeliczeniu na dwutlenek węgla. Okazuje się, że energia elektryczna zużywana przez bitcoina generuje ok. 22 megatony CO2 rocznie. To tyle, co amerykańskie Kansas City.
"Należałoby zapytać, ile energii pochłaniają inne procesy. Nie wszyscy wiedzą, że pojedyncze zapytanie zadane wyszukiwarce Google zużywa tyle samo energii, co paląca się przez godzinę żarówka. Do produkcji energii potrzebnej do obsługi samych centrów danych internetowego giganta potrzeba więc aż czternastu elektrowni" – wyjaśnia na swoim blogu Sébastien Bourguignon z firmy konsultingowej Margo Group.
I dalej czytamy: "Z badania przeprowadzonego w 2013 roku wynika, że internet zużywał wówczas równowartość energii wytwarzanej przez trzydzieści elektrowni jądrowych, a centra danych pochłaniały niemal 3 proc. światowej energii elektrycznej. Od tego czasu zużycie oczywiście wzrosło".
Choć wiele przemysłów pochłania znacznie większe ilości energii elektrycznej niż bitcoin, to entuzjastom tej kryptowaluty ciężko będzie znaleźć argumenty na to, że ich technologia nie jest e energochłonna.
Są jednak podejmowanie próby za rozwiązaniem tego problemu. Przykład? Przenoszenie aparatur do kopania kryptowalut np. na Syberię, czyli do miejsc, w których klimat nie zmusza do instalowania energochłonnych maszyn do chłodzenia sprzętu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl