"Łukaszenka obiecuje odciąć tranzyt gazu do Europy w odpowiedzi na nowe sankcje UE" - napisał na Twitterze Tadeusz Ginczan, białoruski dziennikarz. Informację potwierdziła dziennikarka Hanna Liubakova. Zamieściła nawet link do wideo, na którym białoruski dyktator zapowiada zakręcenie kurka z gazem jako odpowiedź na unijne sankcje.
- To zabawne, bo wcześniej rosyjski Gazprom ograniczył tranzyt przez Jamał, oczywiście nie dlatego, że Łukaszenka o to prosił - dodała dziennikarka we wpisie.
Rzeczywiście, dostawy gazu ziemnego do Niemiec rurociągiem Jamał-Europa spadły w godzinach porannych w czwartek o ponad 33 proc. w porównaniu do poprzedniego dnia - podała rosyjska agencja RIA Nowosti, powołując się na dane niemieckiego operatora Gascade. Przesył gazu pomiędzy godz. 8 i 9 rano czasu moskiewskiego (godz. 6 i 7 czasu polskiego) wahał się w rejonie około 695 tys. m sześciennych. Poprzedniego dnia wyniósł w tym czasie około miliona m sześciennych.
Na ile groźby Łukaszenki są realne?
Aleksander Łukaszenka twierdzi, że nie zamierza przyjąć nowych sankcji. Czy rzeczywiście jest gotów zamknąć tranzyt gazu?
- Gaz jest niezbędnym surowcem i nie powinien być używany w geopolitycznych sprzeczkach. Ludzie również nie powinni być wykorzystywani w geopolitycznych kłótniach - mówiła rzeczniczka KE Dana Spinant. Zaznaczyła jednak, że ewentualne zakręcenie dopływu gazu do UE przez Mińsk byłoby nowym narzędziem hybrydowego ataku Białorusi.
Czy czeka nas teraz gazowa wojna hybrydowa? - Łukaszenka może to oczywiście zrobić, czyli zakręcić kurek z gazem, ale rykoszetem odbije się to także na interesach Rosji, ponieważ odetnie to źródło jej dochodów - komentuje dr Tomasz Pawłuszko, ekspert Instytutu Sobieskiego.
Jego zdaniem białoruski dyktator musiałby mieć w tej sprawie zgodę samego Putina.
- Wątpię jednak, aby prezydent Rosji zdecydował się na taki ruch, zwłaszcza na początku sezonu grzewczego. Poza tym Rosja ma jeszcze inny gazociąg oraz gazociąg Nord Stream2. Może więc do przesyłu gazu dla Europy wykorzystać inne źródła i przekierować dużą część błękitnego paliwa innym gazociągiem. Dlatego to jest raczej straszenie. Białoruś w efekcie na tym nic nie zyska, a wręcz może stracić - twierdzi ekspert.
Przypomina zarazem, że to nie Łukaszenka steruje tym rurociągiem, tylko Rosja. Wprawdzie Łukaszenka może to zrobić czysto technicznie, bo rurociąg biegnie przez jego terytorium, ale uderzy to także bezpośrednio w interesy Gazpromu, a tym samym Rosji. W tej chwili stracą na tym także zagraniczni kontrahenci rosyjskiego koncernu, w tym także partnerzy w Niemczech.
Rosja się przygląda
Zdaniem eksperta Instytutu Sobieskiego groźba Łukaszenki jest raczej przejawem jego bezradności w sytuacji, gdy na wiele spraw nie ma wpływu.
- Rosja na razie nie miesza się bezpośrednio w tę konfrontację. Jeżeli się w nią jednak włączy, to zrobi to raczej jako mediator i patron Białorusi, aby ją sobie jeszcze bardziej podporządkować. - Z kolei Łukaszenka takimi zapowiedziami popsuje sobie jeszcze bardziej opinię na Zachodzie, co tylko osłabia jego pozycję - dodaje.
Przypomnijmy, że Gazprom nie zamówił dodatkowych przepustowości na tranzyt gazu przez Ukrainę i Polskę na trzy pierwsze kwartały 2022 roku - podał niedawno rosyjski dziennik "Kommiersant". Zdaniem mediów koncern liczy na szybką certyfikację operatora Nord Stream 2 i uruchomienie nowego gazociągu. Rosyjski koncern nie zdecydował się też na zarezerwowanie dodatkowych przepustowości gazociągów ukraińskich. Cytowany przez dziennik ekspert agencji Fitch Dmitrij Marinczenko ocenia, że Gazprom ma zapewne zamiar przekierować część gazu przesyłanego przez Ukrainę i Polskę do gazociągu Nord Stream 2 i doprowadzić do całkowitego zapełnienia tej magistrali.
Według PGNiG Polska ma zabezpieczone zapasy błękitnego paliwa. Z ostatnich informacji spółki wynika, że magazyny gazu w Polsce są zapełnione w ok. 90 proc.