- Ksiądz pobiera opłaty za odwiedzenie chorych, kasuje też rodziny za możliwość skorzystania z kaplicy, gdy ktoś umrze - mówili wierni z miejscowości Wielowieś w rozmowie z katowicką "Gazetą Wyborczą". Jak twierdzą parafianie, ksiądz proboszcz Tomasz Paluch regularnie dopuszcza się nieuczciwych praktyk.
Cytowani przez dziennik parafianie mówią, że ksiądz zażądał nawet 200 zł za otwarcie bramy kamieniarzom, którzy mieli naprawić stary nagrobek lub postawić nowy.
Sam ksiądz Paluch broni się i twierdzi, że zarzuty nie są prawdziwe. W rozmowie z dziennikiem stwierdził, że takie praktyki "nie mają miejsca".
"Wyborcza" pisze, że parafianie już wcześniej interweniowali w kurii. Przekazywali, iż ksiądz nie rozlicza się z pieniędzy z niedzielnych mszy. Na dodatek jest trudny we współpracy – w ciągu dwóch lat z pracy dla niego zrezygnowało aż pięciu organistów. Kuria poinformowała, dziennikarzy, że obserwuje rozwój wydarzeń, ale poza głosami krytyki dochodzą też głosy "zadowolenia i aprobaty".
Gazeta przypomina, że w prokuraturze toczy się sprawa księdza Palucha – w latach 2017-19 z konta jego wcześniejszej parafii wyparował milion złotych. Śledczy badają też wątek ewentualnego wyłudzenia środków unijnych. Prokuratora podejrzewa, że dokumenty, które pozwoliły na skorzystanie z pieniędzy na remont kościoła zostały podrobione.
To niejedyny ostatnimi czasy przypadek księdza, który żąda od wiernych słonych i trudnych do uzasadnienia opłat. Niedawno pisaliśmy o duszpasterzu, który zażądał pieniędzy za akt apostazji. Argumentował to faktem, że samochód, którym będzie musiał dojechać do parafii, "na wodę przecież nie jeździ".
Proboszcz najpierw poinstruował zainteresowanego, że w akcie brakuje informacji o tym, że składający go jest świadom, że nie będzie mógł zostać pochowany w katolickim obrządku. Przyszły apostata zapytał też, kiedy będzie mógł spodziewać się odpowiedzi. Usłyszał, że "nie wcześniej niż po uzyskaniu przelewu z ofiarą" - relacjonują media.
Inny polski ksiądz wykazał się sporą niefrasobliwością, gdy pieniądze parafii oraz własne zainwestował w kryptowaluty. Padł ofiarą oszustwa i wszystko stracił - informuje "Nowa Trybuna Opolska".
Jak twierdzi administrator parafii, proboszcz wziął pieniądze przeznaczone na remont i chciał zainwestować je w kryptowaluty.
- W parafii planowano inwestycje. Ksiądz liczył, że w szybki sposób pomnoży pieniądze, dzięki czemu łatwiej będzie te inwestycje sfinansować - mówi w rozmowie z "Nową Trybuną Opolską" ks. Dr Andrzej Ochmann, który sprawuje nadzór nad parafią św. Jana Nepomucena. – Okazało się, że inwestując w kryptowaluty padł ofiarą oszustów. Nie była to zła wola, ale naiwność.